Złożony przez Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej wniosek o zatwierdzenie nowych taryf leży już w Urzędzie Regulacji Energetyki. A przykład innych wniosków dowodzi, że jego przyjęcie będzie formalnością. Bo i w URE, i w podobnych do legionowskiego PEC-u ciepłowniach dobrze wiedzą, że przez wywołany wojną kryzys energetyczny nie się przejść bez podniesienia cen dla odbiorców. W obliczu deficytu na rynku paliw perspektywy kosztów zakupu opału są tylko dwie: będzie drogo albo bardzo drogo.
Zatwierdzane przez URE taryfy obowiązują zwykle przez rok. I dotychczas, przy relatywnie niskich, a przede wszystkim stabilnych cenach węgla czy gazu, nie stanowiło to problemu. Ale już od dawna problem jest, i to coraz bardziej, nomen omen, palący. Zaogniony wiele miesięcy temu rosyjskimi spekulacjami na rynku gazu, a zwielokrotniony ekonomicznymi konsekwencjami zaatakowania przez wojska Putina niepodległej Ukrainy. Drastyczny wzrost cen paliw sprawił, że ciepłownie zaczęły sprzedawać swój gorący towar ze stratą – z tygodnia na tydzień coraz większą. Jeśli chodzi o PEC „Legionowo”, u schyłku zakończonego niedawno sezonu grzewczego do każdego wyprodukowanego gigadżula Przedsiębiorstwo dopłacało 30 zł. A w wielu innych podobnych ciepłowniach na terenie kraju było jeszcze gorzej. Na przykład w rządzonym przez Lucjana Chrzanowskiego, byłego zastępcę legionowskiego prezydenta, Żyrardowie ceny ciepła podniesiono w ciągu roku czterokrotnie i łącznie wzrosły one o sto procent. Z kolei w sąsiednim Nowym Dworze Mazowieckim w marcu br. skoczyły aż o 75 procent.
Skoro więc zrobiło się gorąco, ciepłownie jedna przez drugą zaczęły słać do URE wnioski o zmianę taryf, do czego zresztą – co się dotąd nie zdarzało – Urząd Regulacji Energetyki sam po cichu zachęcał, widząc groźbę utraty płynności finansowej przez małe miejskie zakłady, w konsekwencji zaś – ich możliwej likwidacji. A jeśli nawet trudno to nazwać zachętą, urzędnicy jasno wskazywali na taką możliwość. Stosowny wniosek, czego nie dało się uniknąć, „poszedł” też do URE z Legionowa. – Czekamy teraz na zakończenie postępowania, które trwa zwykle około dwóch-trzech miesięcy. O tym, jak wyjątkowa jest cała ta sytuacja, może świadczyć fakt, że dawniej w dokumentach koniecznych do zatwierdzenia nowej taryfy musieliśmy przedstawić umowy na cały zakupiony miał węglowy, czyli na 20-30 tysięcy ton, natomiast obecnie wystarczyły zaledwie na dwa tysiące ton. Wszystko dlatego, że węgiel nie tylko stał się horrendalnie drogi, ale po prostu go na rynku nie ma – komentuje okoliczności złożenia wniosku zarząd PEC.
Aktualne niedobory „czarnego złota” w całym kraju szacowane są na około 12 mln ton. Brakuje go dla ciepłowni, ale i dla prywatnych nabywców. Najgorzej zaś jest z powszechnie stosowanym ekogroszkiem. Uspokajające komunikaty rządu może i przekonują opinię publiczną, ale specjalistów z branży już niekoniecznie. Oni pamiętają, że z Rosji, Ukrainy, Białorusi czy nawet z Kazachstanu ściągaliśmy rocznie kilkanaście milionów ton węgla. A pokazywane jako paliwowe „okno na świat” polskie porty są w stanie przyjąć około czterech tysięcy ton. Jakby nie patrzeć, wygląda na to, że węgla na rynku może po prostu nie wystarczyć. – Ciężko sobie wyobrazić, co stanie się jesienią, dlatego już teraz podejmujemy wszelkie kroki, aby zabezpieczyć opał na kolejny sezon. Niestety, ceny węgla oszalały. W ubiegłym roku kształtowały się na poziomie 350-400 zł za tonę, natomiast dzisiaj przekroczyły już 2 tys. zł. A najgorsze jest to, że tego węgla nie ma i prawdopodobnie go zabraknie. Ceny już są niebotyczne, a jesienią zapewne jeszcze wzrosną – przewiduje Marek Pawlak, prezes zarządu PEC „Legionowo”.
O ile w ubiegłym roku przed dużymi podwyżkami uchroniła legionowian częściowa rezygnacja PEC-u z drożejącego gazu i przerzucenie się na węgiel, obecnie dobrej opcji na ucieczkę w inne paliwa już nie ma – olej opałowy wychodzi najdrożej, zaś biomasę trzeba by ściągać… z Białorusi lub Rosji. Trudno też realnie myśleć, nawet w odległej przyszłości, o pozyskiwaniu potrzebnej PEC-owi energii z ogniw fotowoltaicznych. Trzeba zatem płakać i płacić za węgiel i gaz, szukając rozwiązań pozwalających ograniczyć podwyżki stawek dla mieszkańców do niezbędnego minimum. Pocieszające jest to, że w odróżnieniu od większości podobnych ciepłowni, produkcja tej legionowskiej nie jest oparta tylko na węglu. To oznacza, że nawet gdyby spełnił się najczarniejszy scenariusz i PEC-owi by się on skończył, zawsze może posiłkować się gazem – wyjdzie drożej, ale ciepłej wody legionowianom nie zabraknie.
Z całą pewnością nie zabraknie im też jednak rozczarowań przy oglądaniu rachunków za ogrzewanie. Będzie to szczególnie widoczne wraz z nadejściem nowego sezonu grzewczego. Z szacunków wynika, że podwyżka cen ciepła będzie w Legionowie większa od tej poprzedniej, czyli przekroczy 30 procent. Nie powinna jednak być wyższa niż o 50 procent. Tak czy inaczej, zrobi się drogo. I marna to pociecha, że w innych miastach czy gminach ceny za ciepło dopieką mieszkańcom jeszcze mocniej.