Sądząc po dotychczasowych wizytach food trucków, legionowianie pokochali mobilne jadłodajnie od pierwszego… ugryzienia. I bardzo lubią wziąć na ząb coś, czego na co dzień nie mają w swoim menu. Będący w mniejszości przeciwnicy barów na kółkach kwestionują niekiedy jakość czy też świeżość serwowanych tam dań. Wygląda jednak na to, że ich obawy są na wyrost.
Przyciągające całe rodziny oryginalne, przygotowywane ze świeżych produktów dania z różnych stron świata, nieoczywiste smaki i nęcące zapachy, dają możliwość niczym nieskrępowanej kulinarnej turystyki. I tej całkiem bliskiej, choćby po węgierskiego langosza, lub na przykład do Meksyku, w celu skosztowania pikantnego tacos. Ewentualne wątpliwości dotyczące jakości tych lub innych potraw są, zdaniem zmotoryzowanych restauratorów, całkowicie bezzasadne. – Jeżeli chodzi o świeżość dań z food trucków, to jest ona naprawdę na wysokim poziomie. Przede wszystkim ogranicza nas to, że kuchnie w tych samochodach są bardzo małe, dlatego nie jesteśmy w stanie towarować się na duże ilości produktów. Wszystko robimy więc na bieżąco i na świeżo – zapewnia Damian Wtulisiak, współorganizator foodtruckowych zlotów.
Jak podkreśla, takie imprezy dały Polakom namiastkę gastronomii w czasach, kiedy pandemia zamknęła ją na cztery spusty. I to także sprawiło, że całe to kulinarne zjawisko tak bardzo rodakom posmakowało. – Przyjęło się ono bardzo dobrze, a jeszcze lepiej było to widać, kiedy zaczęła odpuszczać pandemia. My, jako ludzie, przez wiele miesięcy byliśmy jak gdyby zamknięci i brakowało nam różnych wydarzeń, przede wszystkim na powietrzu. Teraz wiele osób chce to odreagować, a my staramy się im w tym pomóc – dodaje mobilny restaurator.
Sądząc po frekwencji podczas ostatniego legionowskiego zlotu – przy Kauflandzie na osiedlu Piaski, mieszkańcy chętnie z tej pomocy korzystali. Można jedynie ubolewać, że wysokie w jego trakcie były nie tylko temperatura powietrza czy kaloryczność dań, lecz także ich ceny…