Trudno powiedzieć, z jakim nastawieniem autorka podeszła do pisania zamieszczonego przed kilkoma dniami w biznesowym dodatku Super Expressu tekstu „Jak się żyje w najgęściej zaludnionym mieście w Polsce?”. Jedno jest pewne: jeśli chciała pokazać, jak bardzo legionowianom żyje się źle, musiała być srodze zawiedziona. Bo swoje miasto bardzo oni sobie chwalą.
Osoby, które po raz pierwszy odwiedzają Legionowo, słysząc o przyczepionej mu (nie tak zresztą dawno) etykiecie najgęściej zaludnionego miasta w kraju, są z reguły mocno zdziwione. Jest ono bowiem pełne parków i zieleni, szerokich ulic, dzielnic zdominowanych przez budownictwo jednorodzinne, przez co ani trochę nie kojarzy się z miejską dżunglą. I tylko historyczna kombinacja skromnej powierzchni oraz atrakcyjnego położenia w pobliżu stolicy sprawiła, że statystyki robią z Legionowa ludnościowego czempiona. Dziennikarka Super Biznesu Natalia Kopańska, i słusznie, postanowiła jednak na miejscu, w „podwarszawskim megalopolis”, popytać, jak to z tym zagęszczeniem jest naprawdę i „czy mieszkańcy odczuwają efekty przeludnienia (sic!)”.
Rzetelnie podchodząc do sprawy, dobrze znająca (sądząc z tekstu) legionowskie realia autorka wzięła na spytki przedstawicieli kilku pokoleń mieszkańców. Tym młodszym, aktywnym zawodowo, mnogość sąsiadów najbardziej przeszkadzała przy dojazdach z i do miejsca pracy. Rozumieli oni jednak, że w godzinach szczytu, a przy tym na obrzeżach wielkiej aglomeracji to normalka. Natomiast indagowani w kwestii zaludnienia seniorzy, patrzący już na otoczenie z całkiem innej, o wiele szerszej perspektywy, statystycznej gęstości ani trochę w swoim mieście nie czują. „W Legionowie mieszka się bardzo dobrze. Słyszałam o tym, że jest najgęściej zaludnionym miastem w Polsce, ale nie odczuwam tego. Jest tu bardzo spokojnie, miasto jest dobrze skomunikowane, a bliskość Warszawy sprawia, że jest ono atrakcyjne nie tylko dla mieszkańców, ale również dla potencjalnych inwestorów, zwłaszcza w sektorze nieruchomości” – miała stwierdzić jedna z mieszkanek.
Jeszcze ciekawiej zrobiło się, gdy autorka zapytała swych rozmówców o władze miasta (przypominając zarazem jego prezydentowi o dwudziestoletnim stażu u sterów grodu tudzież obchodzonej w tym roku pięćdziesiątce…). Jak napisała, wszyscy jej rozmówcy „jednogłośnie wyrazili zadowolenie z miejskich władz”. Na dowód przytoczyła opinię pani Stanisławy, która pojawiła się w mieście dokładnie wtedy, gdy szef ratusza pojawił się na świecie. „Zauważa, że fakt, że Legionowo wypiękniało, jest w znacznym stopniu zasługą obecnego prezydenta. Podkreśla, że władze miasta dbają o młodszych mieszkańców, fundując im place zabaw, park wodny, który przynosi ukojenie latem, czy lodowisko (a właściwie Lodową Arenę), która jest głównym miejscem zimowych szaleństw”. Nic dodać, nic ująć. Z kolei lokalni seniorzy chwalą sobie między innymi plenerowe siłownie, powstanie Parku Zdrowia oraz trzy darmowe linie komunikacyjne.
I tak oto szukająca w Legionowie gęstości dziennikarka doszła do rzadkiej wśród jego krytykantów konkluzji: mieszkańcy miasta efektów przeludnienia w nim nie odczuwają, a stereotypy na ten temat powielają głównie osoby, które w Legionowie nie mieszkają. Ewentualnie (i to już dodajemy od siebie) chciałyby kiedyś „zamieszkać”… w ratuszu. Jego obecny główny lokator, prezydent Roman Smogorzewski, komentuje całą sprawę następująco: – Bardzo się cieszę, że gazeta, która generalnie szuka sensacji – i w tym przypadku również zapewne takie było założenie – tej sensacji w Legionowie nie znalazła. Mimo tego, że opozycja od lat straszy jego mieszkańców i rozsiewa wokół naszego miasta taki czarny pi-ar, ludziom w Legionowie żyje się dobrze. Potwierdzają to zresztą różne merytoryczne, oparte o twarde dane rankingi, w których wygrywamy lub zajmujemy czołowe miejsca w kraju. Ale to coś naprawdę niezwykłego, że gazeta żyjąca ze skandali i sensacji pisze o nas taki pozytywny artykuł. Coś, co dobrze świadczy o tym, jak sami mieszkańcy oceniają komfort życia w swoim mieście.