Bywały w ponad 60-letniej historii legionowskiej spółdzielni mieszkaniowej okresy, gdy na walne zgromadzenia jej członków ludziska walili drzwiami i oknami. Bywały też (znacznie częściej) takie, gdy frekwencja oscylowała wokół 1,5 proc. uprawnionych. Zawsze jednak można tam było liczyć na porcję emocji, a nierzadko także rozrywki. Nie zabrakło ich także w tym roku.
Za podniesienie napięcia zebrań odpowiadali zazwyczaj odwieczni antagoniści zarządu SMLW, usiłujący wojować z jego członkami na argumenty, liczby tudzież mniej lub bardziej trafne przykłady z kraju i zagranicy. W tym roku, po trzech latach pandemicznego antraktu, wręcz nie mogło być inaczej. No więc znów w słynącej z bezgranicznej cierpliwości i odporności na nonsensy sali konferencyjnej biurowca SMLW odmieniano przez różne przypadki słowa, takie jak „slumsy”, „czynsz” czy „modernizacja”. I tradycyjnie też wielu uczestnikom, również kandydatom do spółdzielczych gremiów, z trudem przychodziło wyrecytowanie pełnej nazwy stanowiącej ich szyld instytucji… Krótko pisząc, normalka.
Lecz tym razem listę wiodących wątków uzupełnił temat wyjątkowo gorący i na czasie, a mianowicie ogrzewanie. Uzupełnił nie w kontekście zagrożenia zimnymi kaloryferami, lecz wysokich cen za ciepło, rzecz jasna. Na szczęście wnet, ustami pewnego aplikanta do rady nadzorczej, Szymonowi adwersarze podali jeszcze cieplutkie remedium na ten stan rzeczy: rozwiązać umowę i odłączyć się od sieci PEC-u. Genialne! Że też ten „beton” z zarządu wcześniej sam na to nie wpadł! No cóż, szkoda, ale jakoś nie wpadł. Być może dlatego, że potrafi przewidzieć owego odłączenia konsekwencje… Tak czy (Ro)siak, nam najbardziej spodobał się apel mieszkańca zniecierpliwionego przy którymś z kolejnych głosowań „odręcznym” liczeniem uniesionych mandatów. Zakrzyknął on przeto do rachującego je członka komisji skrutacyjnej: – Pan napisze „wszyscy” i już! W sumie racja. Wszak to właśnie zgoda buduje najlepiej.