Co by było, gdyby…? – kombinują ludzie, którym los coś zabrał lub czegoś poskąpił. Pewnie przemknęło ono też przez myśl znajomemu perkusiście, który pod koniec lat 70. brzdąkał w grodzie Kopernika z raczkującym wtedy zespołem Res Publica. Ponieważ jednak na próbach pobrzmiewały towarzysko-muzyczne rozdźwięki, bębniarz wziął pałki i zamiast grać kolejną zwrotkę, zrobił w tył zwrot. I wyszedł. Mijając w korytarzu nowego członka bandu – Grzegorza Ciechowskiego… Co później działo się z tą kapelą, wiedzą miliony fanów. Losy mojego kumpla pozostaną zaś szerzej nieznane. Ale musiał żałować, że z tego republikańskiego Torunia spierniczył. Choć zapewne nie tak mocno, jak niejaki Pete Best wył z powodu zostawienia The Beatles…
Zmarnowanej przez klezmera szansy na przebojową egzystencję nikt nie roztrząsa. Inaczej niż dzieje gości, którzy w życiu naprawdę się urządzili. Bo rządzili. Jeśliby Adolf H., zanim zdążył cokolwiek zmalować, spotkał w trakcie debiutanckiej światowej nawalanki zbłąkaną kulkę, nad Wisłą nie śpiewano by „Dnia 1 września roku pamiętnego…”. Gdyby na dodatek przyszłe Słońce Narodów, stal(in)owy Józef, gorzej zniósł turnus na Syberii, historię XX wieku wielkie wojny zostawiłyby raczej w (s)pokoju. Skoro więc przyszłość byłaby inna, rodzi się pytanie: jaka? Niby wymyśliliśmy sprzęty potrafiące przewidzieć różne warianty zdarzeń, lecz w starciu z niesfornością tej planety maszyny wciąż są zbyt głupie. A już na pewno nikt nigdy nie przerobi takiego urządzenia z wersji pro na standard, do użytku motłochu. Szkoda. Na przykład dziewczynki z podstawówki, która nie wiedziała, że Romek z III b zostanie kiedyś w jej mieście szefem wszystkich szefów. A mogłoby rozwiać to jej wątpliwości, którego kolegę poprosić o chodzenie…
Zatem jest jak jest, przez co osobnikom łaknącym wiedzy o przyszłości zostają rojenia wróżek, meteorologów i analityków giełdowych. Marna to pociecha. Lepiej więc chyba teraźniejszość brać w ciemno, a z przeszłości wyciągać właściwe wnioski. Wierząc wieszczkom, można tylko na-Pytia-ć sobie biedy.