Są takie punkty w porządku obrad legionowskich radnych, których treść nie zwiastuje późniejszego wrzenia podczas sesji. W styczniu taki właśnie punkt dotyczył wyrażenia zgody prezydentowi na nabycie na rzecz gminy mikroskopijnej działki na III Parceli. Działki, w której mniej liczyła się jednak wielkość, a bardziej jej historia i przeznaczenie.
Powody zakupu przybliżył samorządowcom zastępca prezydenta. – Przejście było wykorzystywane od dziesiątek lat przez mieszkańców Legionowa i było skrótem między szkołą „czwórką” a zlokalizowanymi tam nieruchomościami prowadzącym do stacji PKP Piaski. Okazało się, po wnikliwej analizie, że w niewielkiej części należy do prywatnego właściciela. Były takie próby grodzenia tego czy też grożenia grodzeniem przez tego właściciela. Odbyło się spotkanie, zostały przeprowadzone negocjacje i propozycja jest taka, żeby rozwiązać ten spór poprzez zakup tego terenu – wyjaśnił Marek Pawlak. Sprawa dotyczyła dokładnie 76 metrów kwadratowych. A w szerszej perspektywie ścieżki, którą od jakichś pięciu dekad mieszkańcy często podążają do stacji kolejowej, a dzieci do istniejącej w pobliżu szkoły. Cel gminnego zakupu był zatem jasny, a korzyści oczywiste.
Opozycyjni radni postanowili jednak bliżej przyjrzeć się planowanej transakcji oraz jej przyczynom. – Kto tą ścieżkę wybudował? Kto wydał pozwolenie, na jakiej podstawie? I gdzie powstał błąd, że wybudowano ścieżkę – nie po raz pierwszy, bo to nie jest pierwszy przypadek – na nie własnym terenie? (…) Teraz płacimy za błędy czyjeś. I czy ta osoba, czy to stanowisko może bardziej, zostało zidentyfikowane, czy przejdziemy nad tym do porządku dziennego, że ktoś popełnił błąd i go po prostu po iluś tam latach naprawiamy? – dociekał szef klubu radnych PiS Andrzej Kalinowski. Odpowiadający radnemu gospodarz ratusza zakwestionował takie stawianie sprawy. – Gdyby to przejście było niepotrzebne, ludzie go nie użytkowali i nie służyło mieszkańcom, to ja bym się zgodził z tezą, że płacimy za błędy. Ale radni, którzy znają ten teren, wiedzą, że od ul. Mireckiego aż do Fabrycznej nie ma tam przejścia i że to przejście łączy osiedle Piaski z III Parcelą, przez co jest bardzo ważne komunikacyjnie – powiedział Roman Smogorzewski. W dzisiejszej rzeczywistości, jak pokazało życie, nawet bardziej niż przed laty. – Ono było trochę mniej użytkowane, bo była tam taka otwarta działka pod linią wysokiego napięcia, ale jakieś 20 lat temu ona została zamknięta. I kilkanaście lat temu w tym wdeptanym przejściu został ułożony chodnik. To nie jest wielka inwestycja i nie umiem panu dokładnie powiedzieć czy to było za Kicmana, czy za Smogorzewskiego.
Obecnie nawet tak małe zadania realizuje się przy udziale uprawnionego geodety, który wykonuje mapę do celów projektowych. Dawniej, także z uwagi na mniej restrykcyjne przepisy prawa budowlanego, jak domniemywał prezydent, prawdopodobnie tego zaniechano. Po czym zapewnił radnych i mieszkańców. – Żadne pieniądze gminne nie zostały zmarnowane, a myślę, że gdybyśmy się z tym człowiekiem nie dogadali, to koszt utrzymania tego przejścia, przeniesienia płotu szkoły nr 4, przy dzisiejszych cenach nie byłby czterdzieści parę tysięcy, tylko trzysta czterdzieści parę tysięcy złotych.
Wyjaśnienia prezydenta, skądinąd dość obszerne, nie zadowoliły radnych opozycji. – Historycznie, w artykułach prasowych, pojawiała się informacja, że miasto stoi na stanowisku, że ta nieruchomość została zasiedzona, tylko po prostu nie mamy orzeczenia. Czy nadal państwo uważacie, że zasiedzieliśmy, tylko po prostu, żeby nie eskalować konfliktu, doszliśmy do porozumienia i wykupujemy? – zapytał Dariusz Petryka. Na co ze strony głowy miasta usłyszał: – Oczywiście istniała taka możliwość, żeby złożyć wniosek o zasiedzenie tego terenu, ale trwałoby to wiele lat. (…) Wydaje mi się, że lepiej było się porozumieć, niż na parę lat mieć jakiś spór.
Jego uniknięcie, w przeliczeniu na metr kwadratowy, kosztowało gminę 550 zł. W opinii prezydenta miasto znalazło dobre rozwiązanie problemu, jeśli zaś opozycja ma lepsze, niechaj mu je zaproponuje. Nic takiego jednak nie nastąpiło. – Szukacie państwo dziury w całym. Nawet jak byśmy chcieli ustanowić służebność przechodu, to i tak trzeba byłoby za to zapłacić. (…) Oczywiście po samym dogadaniu, które miało miejsce chyba w połowie zeszłego roku, musieliśmy jeszcze zlecić wykonanie mapy, żebyśmy mogli stanąć do aktu notarialnego i wiedzieć co do metra kwadratowego, ile kupujemy – uściślił Roman Smogorzewski. Teraz wiadomo już wszystko: ile, za ile i po co. Najwyraźniej pogodzili się z tym w końcu także prezydenccy oponenci. Bo gdy doszło do głosowania w kwestii zakupu przedmiotowego gruntu, poparli go wszyscy bez wyjątku radni.