O ile korzyści, jakie daje zwyczajny masaż, na ogół są dobrze znane, lecznicze masowanie dźwiękiem to wciąż dziedzina dla wielu dosyć tajemnicza. Chcąc wydobyć ją z cienia, legionowska Poczytalnia zaprosiła w styczniu mieszkańców na specjalny koncert. Razem ze swoim imponującym instrumentarium wystąpił na nim – w roli muzyka i terapeuty zarazem – Ivo Kasperski.
Termin „masowanie dźwiękiem” bez wątpienia przemawia do wyobraźni. Z jego rozszyfrowania niedawny gość Poczytalni nie czynił bynajmniej tajemnicy. – Masaż dźwiękiem to jest przede wszystkim praca z różnego rodzaju instrumentami, typu gongi, misy kryształowe czy metalowe – tak zwane tybetańskie, dzwonki, bębny. Wszystkie te instrumenty wydają z siebie dużo różnych częstotliwości, które bardzo dobrze wpływają na organizm ludzki, dzięki czemu możemy osiągnąć dobrostan – tłumaczy muzyk. Rezultaty, jak zapewnia Ivo Kasperski, potrafią niekiedy przyjść niemal natychmiast. Chociaż z reguły do ustąpienia napięć czy też bólu potrzeba więcej seansów. – Udało mi się nie raz i nie dwa pomóc ludziom, którzy nie do końca wierzyli w moc wibracji i dźwięków. A jednak, czy to podczas koncertu, czy przez taki indywidualny kontakt – bo ktoś na przykład wziął misę i położył sobie ją na rękę, one zadziałały. Zrobiła tak na przykład pewna pani: ja parę razy uderzyłem w misę i kobieta stwierdziła, że wcześniej miała jakąś blokadę w dłoni, która po kilku minutach trzymania tej misy po prostu jej puściła.
Tematyką leczenia ludzi dźwiękiem Ivo Kasperski zainteresował się przed ponad dekadą. Zainteresował na tyle, że po ukończeniu specjalistycznych kursów oraz skompletowaniu sprzętu postanowił z bębnami, misami i gongami pracować zawodowo. – Ja najbardziej lubię grać na bębnach i na kryształowych misach. One mnie uspokajają i wiem też, że poprzez te instrumenty bardziej płynie przeze mnie moc niż przez inne. To jest tak, że czasem kupię jakiś instrument – zakładając, że będzie okej – a później okazuje się, że go nie czuję, że nie jest taki, jak myślałem. No więc wtedy odpuszczam i albo go odsprzedaję, albo chowam gdzieś na później. Bo jednak nie każdy instrument do mnie przemawia. Są więc takie, których nie używam, a są i takie, na które muszę jeszcze zarobić – śmieje się soniczny „lekarz”.
Chętnych na skorzystanie z akustycznej terapii – jak dowiódł choćby koncert w Poczytalni – jest w każdym razie całkiem sporo. Jedni robią to przez ciekawość, inni natomiast zdążyli wcześniej poznać skuteczność takich zabiegów. Kwestia odbioru dźwięków i wibracji jest w każdym razie bardzo indywidualna. Nie istnieją również sztywne reguły dotyczące optymalnej pozycji w trakcie seansu. – Każda osoba musi sobie indywidualnie dobrać taką pozycję, w jakiej jest jej najwygodniej. Bo chodzi tutaj głównie o osiągnięcie relaksu, o to, żeby w ciele odpuściło wszystko to, co nas blokuje. A dużo łatwiej dzieje się to w momencie, kiedy człowiek znajduje się w dogodnej dla siebie pozycji. W zasadzie zawsze kiedy gram, to ludzie leżą. Tylko czasami jest tak, że ktoś tam sobie usiądzie czy oprze się o ścianę. Można też oczywiście usiąść, ponieważ nie każdy może leżeć tyle czasu. Ale zazwyczaj ludzie leżą sobie na materacach czy na karimatach.
inaczej niż to się przyjęło na tradycyjnych koncertach, gdy któryś ze słuchaczy podczas seansu zasypia, terapeuta jest zachwycony. Nawet jeśli „wzbogaca” występ o delikatne pochrapywanie… Bo jak twierdzi Ivo Kasperski, do osiągnięcia korzyści z leczenia dźwiękiem świadomość jest zbędna. Wystarczy, że pacjent po prostu się na nie otworzy.