Fakt, w wielu sferach życia rozmiar ma znaczenie. Ma, lecz nie zawsze. Weźmy takie Legionowo: wielkie nie jest, a jak na jego powierzchnię i znaczenie, pisze oraz mówi się o nim w ogólnopolskich mediach dosyć często. Owszem, z reguły planowo, choćby za sprawą osiągnięć reprezentujących ten gród sportowców. Chętniej jednak goniące za wierszówką pismaki donoszą o mieście L. ze wzmacniającym moc ich przekazu wykrzyknikiem – pompując każdy rokujący poczytność pierdół do rozmiarów gigantycznej sensacji. Nawet kiedy, patrz: wybite okno w biurze poselskim najznaczniejszego obecnie lokalnego parlamentarzysty, do sensacji owemu incydentowi daleko. Trudno więc się dziwić, że i tym razem dziennikarze nie pękli przed zawodowym wyzwaniem i gdy tylko do ich uszu dobiegł odgłos pękającej przy ulicy Sowińskiego szyby, jej brzęk zaczęli szeroko nagłaśniać. Politycy, ci z prawej strony, tylko na takiego niusa czekali!
Chociaż policja dopiero podjęła działania, zaczynając powoli ustalać co i jak, ci wiedzieli już wszystko. I grzmieli z zaprzyjaźnionych stron tudzież anten coś w ten deseń: – To musi być sprawka tych bydlaków z totalnej opozycji! Nie mogą z nami walczyć na argumenty, więc został im pospolity wandalizm. Wstyd i hańba! Dobrze więc się wyborco przypatrz, co wyczyniają te Donaldowe dzieci… No cóż, takie jest to nasze gorące polityczne piekiełko. Kiedy się ma dobrą podpałkę, to się przeciwnika grilluje. Aż dziw, że jeszcze nikt z obozu władzy nie uznał kamiennego ostrzału skromnego legionowskiego okna za wypowiedzenie MON-istrowi wojny! Toć to idealny powód do mobilizacji wiernego elektoratu do walki z wewnętrznym wrogiem. Zewnętrznych, z tak silną jak za Rydza armią, bać się przecież nie musimy – po każdym agresorze ino śmigniemy!
Ostrzeliwali się więc przez kilka dni nasi wybrańcy w temacie szyby, świadomie odrzucając możliwość, iż prawdziwy powód wymuszonego przeciągu w biurze pana Mariusza mógł być całkiem inny. Prozaiczny. Może ręką sięgnął bruku ktoś, komu inflacja zeżarła profity z 500+? Albo wkurzona emerytka, której marzy się już nie tylko trzynasta czy czternasta, ale i siedemnasta przyznana przez rząd emerytura? Nie zdziwiłbym się nawet, gdyby tak celne rzuty kamieniem były autorstwa jakiegoś żołnierza Wojsk Obrony Terytorialnej, zirytowanego faktem, że sam musi kupować sobie elementy wyposażenia, a używanie karabinka Grot bardziej grozi jemu samemu niż wrogowi. Opcji jest wiele, na czele z tą, że wracając sobie z zakrapianej imprezki, słynną już szybę postanowił zgładzić jakiś pospolity idiota. Stroniący nie tylko od myślenia o polityce, lecz od myślenia w ogóle. Ten wariant mandatariusze na wstępie woleli jednak odrzucić.
Skoro już mowa o urzędowych biurach, wybierając sobie poselskie lokum, drugi z legionowskich parlamentarzystów, pan Janek, postąpił o niebo mądrzej. Okopał się mianowicie na pięterku w przepastnym miejskim ratuszu i (jeżeli akurat się tam pojawia) siedzi sobie bezpiecznie niczym jego słynny imiennik w czołgu „Rudy”. Niechby nawet ktoś zechciał wybić mu w biurze szybę, musiałby najpierw namierzyć właściwe okno, a później do niego dorzucić. A to byłoby już spore wyzwanie. Chyba zresztą obdarzony czarującym uśmiechem KOchany rzecznik platformersów aż tak sobie dotąd nie nagrabił, by któremuś z jego politycznych wrogów chciało się je podjąć. Farciarz.
Szyba szefa resortu obrony tyle szczęścia, jak widać, nie miała. No i nie bardzo wiadomo, co będzie z jej sukcesorką. W tej sytuacji całkiem rozsądnym wyjściem byłoby wystawienie przed wejściem do legionowskiego okopu pana ministra stałego posterunku. Mogliby tam, oprócz mundurowych, stać na straży sympatycy aktualnej władzy, gotowi w razie potrzeby dać odpór tym wandalom z totalnej opozycji. Czym? Najlepiej ich własną bronią: kamieniami. Wszak ci, którzy są bez winy, rzucać mogą nimi bez obaw.