Kolejna tura społecznych konsultacji w sprawie planów rozbudowy infrastruktury dla kolei dużych prędkości potwierdziła jedno: mieszkańcy chcą, aby inwestor prędko swe zamiary porzucił. Głośno wybrzmiało to w trakcie spotkań na terenie Legionowa oraz powiatu, tak samo myślą też samorządowi sąsiedzi. Chcąc to decydentom z PKP PLK uświadomić, do pracującej na ich zlecenie firmy Databout zawieźli tysiące podpisów i ankiet, jasno obrazujących powszechne NIE dla nadziania wielu gmin na kolejowe „szprychy”.
Do warszawskiej siedziby Databout gminni włodarze pojechali razem, tak jak razem protestują przeciwko kolejowym zamiarom. – Ta solidarność jest, myślę, bardzo budująca i na pewno nie po myśli naszych przyjaciół z PKP, ale w tej sytuacji najważniejsza jest dla mnie solidarność samorządowców – mówi Paweł Kownacki, wójt gminy Wieliszew. – Zależało mi na tym, żeby być tu dziś osobiście i złożyć protest mieszkańców, którzy obawiają się o swoją własność; o to, że rozbudowa kolei może spowodować wyburzenia, wywłaszczenia, a nawet likwidację niektórych ulic i zagrozić inwestycjom, które w ostatnich latach zostały przez nas zrealizowane, takich jak tunel na Przystanku czy kładka na Parkowej – podkreśla Piotr Zadrożny, zastępca prezydenta Legionowa.
Co ludzie sądzą o planach Polskich Linii Kolejowych, zarówno ich przedstawiciele, jak i projektanci z wynajętej przez spółkę firmy Databout wyraźnie usłyszeli. Czasem nawet, jak w gminie Wieliszew, nie tylko od samych mieszkańców. – Postawiliśmy ich twarzą w twarz z ekspertami, którzy nie chcę powiedzieć „zmasakrowali”, ale zdecydowanie postawili pod znakiem zapytania realizację tejże kolei nie tylko przez gminę Wieliszew, ale i przez pozostałe gminy, które wspólnie z nami protestują przeciwko tym korytarzom – twierdzi wójt Kownacki. A Piotr Zadrożny dodaje: – Każda gmina ma oczywiście swoje interesy i dba o nie, natomiast wszyscy oczekujemy tego samego, czyli konstruktywnej rozmowy z kolejami na temat tego, jak ma wyglądać ten szkielet kolejowy przebiegający przez powiaty legionowski i nowodworski. Tak, żeby nie tylko obsłużył pędzące do Gdańska Pendolino, które zresztą zapewne nie zatrzyma się na żadnej stacji na terenie tych dwóch powiatów – no może w Nasielsku, ale niekoniecznie, lecz powinna to być kolej przyjazna mieszkańcom, służąca też do obsługi aglomeracji.
Tu samorządowcy są właściwie zgodni: rozwój infrastruktury torowej, owszem, ale nie kosztem okolicznych mieszkańców i nie bez ich zgody. Druga strona wydaje się jednak uważać inaczej. – Komunikacja jest jednostronna: my mówimy o naszych obawach, a słyszymy tylko informację zwrotną, że te opinie są zbierane i będą analizowane. Natomiast nie ma tutaj żadnych konkretów. To jest oczywiście bardzo wstępny etap, planowania korytarzy, a dopiero później będą przygotowywane konkretne projekty. Ale już na tym etapie widać, że z drugiej strony nie ma chęci rozmowy, tylko jest przedstawianie swojego stanowiska i zbieranie opinii, które może zostaną uwzględnione, ale raczej nie – mówi zastępca legionowskiego prezydenta.
Jak wcześniej donosiliśmy, na planistycznym placu boju pozostały dwa warianty rozbudowy torów: numer 4 i 6. Ten drugi z perspektywy legionowian jest nie do przyjęcia. – Jeżeli byłby realizowany wariant szósty, dewastacja Legionowa, zabudowań w pobliżu torów kolejowych, byłaby znaczna – przypomina Ryszard Brański, przewodniczący Rady Miasta Legionowo. Kolejowe „szprychy” w wariancie czwartym, przynajmniej na papierze, wyglądają nieco lepiej. Przewodniczący rady miasta uważa go jednak za mało realny ze względów finansowych. Ale dla centralnej, forsowanej przez rząd inwestycji nie musi to być wcale wielką przeszkodą. – Z punktu widzenia PKP jest najłatwiejszy do realizacji, ponieważ nie ma kolizji z istniejącą linią kolejową do Gdańska. Czyli budujemy sobie opaskę do miejscowości Kątne, a kiedy już ją wybudujemy, przekładamy wajchę i pociągi ruszają – dodaje samorządowiec.
Tak czy inaczej, skala ingerencji wykonawcy robót w lokalne nieruchomości byłaby ogromna. I także z tego powodu, w opinii szefa legionowskiej rady, przedstawione do oceny mieszkańców plany wyglądają, oględnie rzecz ujmując, mało profesjonalnie. – Krótko mówiąc, to wygląda tak, jakby ktoś sobie te kreski narysował, a nie wiem, czy był w terenie. Moja teoria jest taka: Najwyższa Izba Kontroli zapowiedziała kontrolę CPK (Centralny Port Komunikacyjny, czyli planowany węzeł przesiadkowy między Warszawą i Łodzią, integrujący transport lotniczy, kolejowy i drogowy – przyp. red.), więc chłopcy usiedli, wzięli flamaster i narysowali sobie parę kresek, żeby pokazać za co biorą pieniądze – uśmiecha się Ryszard Brański.
A skoro już o pieniądzach mowa, pomysł PKP PLK kosztowałaby zapewne dziesiątki miliardów złotych, zaś jego realizacja byłaby rozłożona na długie lata. Korzyści natomiast nie są takie pewne. Istnieje więc spora szansa, że w kolejowej spółce pójdą w końcu po rozum do głowy i postanowią odesłać całą inwestycję na bocznicę.