Pismakom to jednak nie można wierzyć! Weźmy choćby wypociny tych zatroskanych mądrali, co od czasu do czasu lamentują, że w temacie kultury Polacy koncertowo się uwsteczniają i większość z nich po „Pana Tadeusza” sięga nie podczas pobytu w bibliotece, a w placówce handlowej, na stoisku monopolowym. Grecką tragedię widzieli zaś rodacy najwyżej w telewizyjnych doniesieniach o kryzysie. Takie… Ateny przez anteny. Cóż, nawet jeśli ma to biadolenie coś wspólnego z prawdą, istnieje jedna dyscyplina, w której odchamiamy się na poziomie wręcz mistrzowskim – galering, mianowicie. Nie od starożytnych galer wszak się wywodzący, lecz od galerii handlowych.
Wiem, co mówię. Sam ostatnio do jednej wpadłem, popatrzeć na znajdujące się tam zbiory. I to spontanicznie, przez nikogo niezmuszany, złakniony jeno kontaktu z prawdziwą sztuką. W tym przypadku głównie browarniczą. Naprawdę, byłem tam, przecież nie ochmieliłbym się na tych zacnych łamach kłamać. Tak się akurat złożyło, że kierujący omawianym przybytkiem marszand ozdobił go flaszkami z piwem, więc rzeczywiście prawie wszystko było jak w Zachęcie. Stojąc pośrodku, na trzech ścianach – od podłogi aż po odległy sufit – zwiedzający mógł podziwiać kilkaset dzieł mistrzów późnego kapselcjonizmu, zachwycając się kolorystyką i maestrią, z jaką fachowcy nawarzyli tej artystycznej piany. Smakowite przeżycie! Od budynku z umieszczonymi w ramach pomazanymi płótnami moje świeżo odkryte sanktuarium różniło się tylko jednym: stuprocentowo wierną kopię każdego z mających po kilka procent eksponatów można było zabrać do chałupy. Ba, właściciel ekspozycji wręcz do tego zachęcał. Co istotne, nie konsumowałem owej kultury wysokiej w samotności. Wokół mnie kłębił się rój dam i dżentelmenów także pragnących nasycić sterane tyraniem zmysły. Ech, trzeba było zobaczyć te łaknące wilgoci oczy, usłyszeć ta mlaszczące z zachwytu wargi…
No dobrze, ale to tylko jeden typ z całej palety ulubionych przez rodaków galerii. Żeby była jasność, rodaków płci obojga. Co kilka kroków kuszą nas galerie obuwia, fryzur albo chrupiących wypieków. A nad nimi wszystkimi królują te najznamienitsze – ich wysokości Handlowe. Początkowo goszcząc tylko w największych grodach, z czasem zawitały również pod strzechy, przybierając staropolskie nazwy w rodzaju Zielona Góra Focus Mall albo Suwałki Plaza. Już nie tylko prezydenci, lecz także burmistrzowie i wójtowie zaczęli tęsknić za lokalną galerią nowoczesnej sztuki na sprzedaż. Tylko patrzeć, jak gminny włodarz bez wspomnianego interesu zacznie uchodzić za samorządowego pariasa, któremu kury szczać prowadzać, a nie politykę robić. Kto wie, może nawet już uchodzi. Tak czy owak, szczęśliwym zbiegiem okoliczności legionowska wierchuszka od lat braku galerii wstydzić się nie musi. Nie dość, że ma w grodzie konsumenckie świątynie, to jedna z nich jest nawet filmem i popcornem płynąca. Wdzięczny zaś lud lubi tam regularnie uczęszczać i se podziwiać. Jeśli nawet nie sztukę, to chociaż ceny tudzież galerianki.