Dlaczego klienci legionowskiego PWK mogą spać spokojnie i mieć pewność, że w ich kranach nigdy nie zabraknie wody – rozmowa z Grzegorzem Gruczkiem, prezesem Przedsiębiorstwa Wodociągowo-Kanalizacyjnego „Legionowo” Sp. z o.o.
Panie prezesie, nie jest tajemnicą, że modernizując od kilkunastu lat Przedsiębiorstwo, od początku nie bawił się pan w półśrodki i sięgał po urządzenia wiodących firm w tej branży. Rzeczywiście nie było od tej strategii wyjątku?
Jak tak sięgam pamięcią, to nie było. Korzystaliśmy dotąd wyłącznie z najlepszych światowych rozwiązań. Na tę chwilę nic lepszego nie wymyślono. Jeśli chodzi o uzdatnianie wody, od lat stosujemy technologię Culligana – jedną z lepszych, o ile nie najlepszą na świecie. Doskonale się ona sprawdza w naszych warunkach. W przypadku pomp na legionowskich stacjach uzdatniania wody również bazujemy na bardzo dobrych rozwiązaniach, choć niestety, z konieczności, zachodnich. Co do systemu kanalizacyjnego, pracują u nas pompy firmy Flygt. One są w zasadzie najlepsze na świecie, a przede wszystkim praktycznie niezawodne. Tak więc, mówiąc o wszystkich naszych urządzeniach, są one właściwie bezawaryjne, a także – co zwłaszcza w dzisiejszych czasach jest bardzo istotne – potrzebują do pracy stosunkowo niewiele energii elektrycznej.
Istniała dla nich jakaś równie dobra, ale krajowa alternatywa?
Ja o takim sprzęcie nie słyszałem. Owszem, funkcjonowała kiedyś Warszawska Fabryka Pomp, która produkowała różnego rodzaju urządzenia tego typu. No ale nie przetrwała transformacji ustrojowej, a zachodnie koncerny nie były zainteresowane zachowaniem dotychczasowej produkcji. Była ona wprawdzie kontynuowana, lecz nie były to już urządzenia polskie. To trochę tak jak z produkowanymi w naszym kraju samochodami. One tak naprawdę nie są przecież polskie, a jedynie w naszych fabrykach montowane. Natomiast cała myśl techniczna pochodzi z zagranicy.
Czasem jednak równie ważny jak sprzęt jest sam pomysł. Mam na myśli to, co stosunkowo niedawno PWK zrobiło z miejskim systemem wodociągowym, aby jeszcze lepiej służył on mieszkańcom. Przypomni pan, na czym polegała ta nowość?
Połączyliśmy wszystkie trzy nasze stacje uzdatniania wody w jeden system. Jest to tak ciekawie rozwiązane, że gdyby w jakimś rejonie miasta nastąpiła awaria, wówczas dwie pozostałe stacje mogą podawać wodę dla tej „odciętej” części miasta. Sprawdza się to znakomicie. Kiedy mamy jakieś nieprzewidziane zdarzenia – a testowaliśmy to już w każdym rejonie miasta, bo musieliśmy wiedzieć, jak to wszystko przełączać – mieszkańcy nawet o nich nie wiedzieli. Mogli się tylko czegoś domyślać, widząc na miejscu naszą ekipę, która ustalała, po czym likwidowała przyczynę danego zdarzenia.
Z tego, co wiem, są jeszcze inne rozwiązanie służące pewności dostaw.
To prawda. Mamy też na przykład zabezpieczenie innego rodzaju. Jeżeli nagle następuje większy rozbiór wody czystej, nasz system automatycznie powiadamia nas o możliwości wystąpienia sytuacji krytycznej. Wówczas kaskadowo uruchamiają się specjalne pompy, uzupełniając ilość wody do stanu niezbędnego dla zaspokojenia podstawowych potrzeb mieszkańców.
Zapewne nie dałoby się tego zrobić, gdyby nie technologiczny postęp. Jak bardzo jest on widoczny w legionowskim PWK?
Właściwie na każdym kroku. Wdrażanie najnowocześniejszych rozwiązań informatycznych to był, i wciąż jest, długi proces, ale przynoszący wszystkim mnóstwo korzyści. Mocno idziemy do przodu w tym zakresie, zarówno jeśli chodzi o przesył danych na temat pracy naszych stacji uzdatniania, jak też pompowni. Prowadzimy również zdalny odczyt wodomierzy, zawsze na koniec danego miesiąca. Zajmuje nam on dwa do trzech dni. Nie wchodzimy już na teren nieruchomości. Nawet jeżeli wcześniej zdarzali się mieszkańcy z rezerwą traktujący to rozwiązanie, to w trakcie pandemii docenili jego zalety. Najważniejsze we wszystkim, co robi Przedsiębiorstwo, jest jednak zapewniane przez nas bezpieczeństwo pracy całego układu wodociągowo-kanalizacyjnego. Dziś już wiem i mam pewność, że mieszkańcy mogą być o niego spokojni.