Jak obiecali, tak zrobili. Kiedy już było jasne, że wygrają Ligę Centralną, trener legionowskich szczypiornistów zapowiedział, że jego drużyna zamierza rozstrzygnąć na swoją korzyść wszystkie mecze, jakie pozostały do końca sezonu. I tak też się stało. W ostatnim ligowym starciu KPR pokonał na wyjeździe Handball Stal Mielec, pieczętując swój sportowy awans do PGNiG Superligi.
Gdyby taka, a nie inna sytuacja w tabeli, niedzielny (21 maja) pojedynek legionowskiego lidera z mieleckim wiceliderem miałby olbrzymi ciężar gatunkowy. I mógłby decydować o pierwszym miejscu na koniec sezonu. Stało się jednak inaczej, co wcale nie oznacza, że któraś z ekip podeszła do tego prestiżowego starcia na luzie. Dla gości z Mazowsza ważne było potwierdzenie swojej supremacji w całym sezonie, gospodarze zaś, tak „na do widzenia”, zamierzali utrzeć im nosa. Trudno się zatem dziwić, że przez okrągłe 60 minut obie drużyny zawzięcie walczyły o korzystny wynik. A ponieważ emocje, jak zawsze w takich przypadkach, udzieliły się też sztabom szkoleniowym, w 48 minucie trener KPR-u przypłacił swoją reakcję upomnieniem za „niesportowe zachowanie w strefie zmian”.
Jednak po ostatnim gwizdku to szkoleniowiec upokorzonych u siebie mielczan był w gorszym nastroju. – Wydaje mi się, że mimo naszej porażki to spotkanie miało swoje tempo. Powiedziałbym nawet, że z naszej strony dosyć odpowiednie, zwłaszcza w pierwszej połowie, kiedy robiliśmy szybkie wznowienia czy kontrataki. W drugiej połowie, kiedy powiedzieliśmy sobie trochę słów w szatni, nasze zaangażowanie było jeszcze większe. Udało nam się nawet wyjść na prowadzenie jedną bramką, ale wtedy nie zachowaliśmy wystarczająco dużo zimnej krwi. Na pewno trochę więcej mieliśmy tych nieszczęsnych strat, ale tak się gra, jak przeciwnik pozwala, a to on lepiej wykorzystał w tym meczu nasze błędy – komentował mecz dla klubowej telewizji trener Stali Rafał Gliński. Miał on też duże zastrzeżenia do postawy swojej obrony. – To nie jest to, co chcę, tym bardziej, że przed nami dwa mecze barażowe i jeżeli chcemy o czymkolwiek myśleć, to każdy musi tutaj dać z siebie dwieście procent. Nie może być tak, że są jednostki, które gdzieś tam się szarpią, a inni są na boisku tylko po to, żeby być. Każdy musi pokazać to, co ma najlepszego.
Trener legionowian, co zrozumiałe, do tego rodzaju uwag nie miał podstaw. – Być może ten mecz, jeśli chodzi o układ tabeli, był o nic, ale dla nas nie był on o nic. To naprawdę jest satysfakcja i duma prowadzić zespół, który wykonał tyle pracy i obdarzył mnie takim zaufaniem. Tylko nieliczni potrafią pojechać do takiej drużyny jak Stal, wicelidera Ligi Centralnej, który w tym sezonie u siebie nie przegrał, no i wygrać mecz, który jeśli chodzi o układ tabeli nic nam nie dawał. Postaraliśmy się o to, żeby nie ulotniła się z nas wola walki, bo bardzo przyda się nam ona w niedalekiej przyszłości – mówił niedawny rozgrywający KPR-u. – Budowa tej drużyny to był ciężki, długotrwały proces, o którym najwięcej wiedzą ci, którzy w niej są, znają ją od środka i zapracowali na ten sukces. Cieszymy się, bo przyciągamy na nasze mecze bardzo dużo ludzi i wszystko w naszym klubie idzie w dobrym kierunku – dodał Michał Prątnicki.
Po 26 kolejkach rozgrywek KPR Legionowo zgromadził 70 punktów, aż o 12 wyprzedzając drugą na mecie Handball Stal Mielec. Trzeci, z dorobkiem 55 „oczek”, finiszował AZS-AWF Biała Podlaska, który na pożegnanie ligi wysoko pokonał MKS Wieluń (34:25). Ostatnią, czternastą lokatę w tabeli Ligi Centralnej (i z dokładnie tyloma punktami na koncie) zajęła zdecydowanie najsłabsza w stawce Warmia Energa Olsztyn.
Handball Stal Mielec – KPR Legionowo 29:33 (15:17)
Bramki dla KPR-u zdobywali: Fafara – 7, Lewandowski – 5, Ciok, Klapka, Kostro i Wołowiec – po 4, Chabior – 3, Brinovec i Tylutki – po 1.