Jeszcze niedawno było tam bodaj najdziwniejsze, ale też najmniej bezpieczne skrzyżowanie w Legionowie. Od piątku (16 czerwca), już oficjalnie, godnie zastępuje je rondo. Z tej okazji u zbiegu ulic Krasińskiego, Sowińskiego i Grottgera zebrało się przed południem spore grono lokalnych oficjeli oraz mieszkańców. W doskonałych, jak łatwo zgadnąć, nastrojach.
Wyposażony w kropidło, zwyczajowo pojawił się też na miejscu przedstawiciel duchowieństwa. Mając w pamięci los jednej z poprzednich budów, tym razem urzędnicy woleli uniknąć ryzyka. – Niektórych inwestycji nie poświęciliśmy, to cały czas mamy z nimi problemy. Tak więc wiemy, co robimy, zapraszając księdza Grzegorza Kucharskiego – żartował prezydent Legionowa. Proboszcz parafii św. Jana Kantego szybko i sprawnie zrobił zaś to, co do niego należało. I po przecięciu tradycyjnej wstęgi nowe miejskie rondo można było uznać za otwarte. – To rondo będzie tanie w eksploatacji, a jeżeli zdarzy tu się jakaś kolizja, będzie to najwyżej obcierka, gdzie trzeba będzie przemalować jeden element samochodu, a nie walczyć o czyjeś życie. Będzie tanie, w odróżnieniu od na przykład świateł, które mogliśmy tu zrobić. Nie są one bezpieczne, bo ludzie często przejeżdżają na „pomarańczowym” albo czerwonym i dochodzi do bardzo poważnych zdarzeń drogowych. A poza tym tego ronda właściwie nie trzeba będzie serwisować – podkreśla Roman Smogorzewski.
Jako pierwszy nowe skrzyżowanie przetestował, znajdujący się przypadkiem w okolicy, mały Stasio na swoim plastikowym traktorku. Tuż po nim parę honorowych rund zrobił stylowy ford mustang, a kropkę nad i postawili służbowym pojazdem drogowcy. – Całość inwestycji trwała trzy miesiące i myślę, że to jest dość krótki czas jak na jej zakres. Musieliśmy bowiem przebudować każdą z biegnących pod ziemią sieci: gazową, wodociągową, kanalizacyjną i elektryczną. Wszystko udało się zrobić w terminie i zgodnie z projektem – mówi kierownik budowy Tomasz Knopik. Tuż po otwarciu ronda solidność wykonawcy – firmy TIT Bruk z Nowego Miasta nad Pilicą, została poddana ciężkiemu sprawdzianowi. A to za sprawą ogromnego TIR-a, którego zagubiony kierowca w trybie awaryjnym musiał skorzystać z ronda. Te zaś bez trudu to zniosło. Tym bardziej więc nie warto sprawdzać jego wytrzymałości osobówkami. – Ostrzegamy przed driftowaniem, bo krawężniki są tu z granitu i na pewno żadne felgi tego nie wytrzymają – uprzedza „rajdowców” gospodarz miasta.
Jedno jest pewne: trzy miesiące bez skrzyżowania jakoś wytrzymali legionowscy kierowcy. Szybciej zrobić się go jednak nie dało. I z wymienionych już względów technicznych, i przez ramy prawne, często zbyt mocno krępujące samorządowych inwestorów. – Mamy obowiązek wybierania wybierania firm w przetargu, a te firmy, gdy się z nimi rozmawia, narzekają teraz na jedno: brak ludzi do pracy. No i to powoduje, że inwestycje często tak długo trwają – wyjaśnia prezydent. Dlatego też, mając to wszystko na uwadze, przebieg tej oddanej w miniony piątek do użytku prezydent ocenia jako bardzo sprawny. – Widać, że zrobiono to rondo solidnie, potwierdzają to również moi pracownicy. A ta inwestycja była potrzebna, bo w tym miejscu dochodziło do bardzo wielu, poważnych oraz mniej poważnych, wypadków. I oczekiwanie, że ktoś tutaj zginie, do czego nigdy nie doszło, byłoby oczekiwaniem na nieszczęście.
Budowa ronda u zbiegu ulic Krasińskiego, Sowińskiego i Grottgera kosztowała 2,8 mln zł. Choć Legionowo nie należy do ulubieńców aktualnej władzy, ponad milion złotych na ten cel pozyskało z Rządowego Funduszu Rozwoju Dróg. A już wkrótce czekają legionowian nowe komunikacyjne „wykopki” w centrum miasta. Tym razem finansowane przez powiat. – Trzymam kciuki, żeby bardzo podobna inwestycja, która będzie realizowana na skrzyżowaniu Jagiellońskiej o Słowackiego, trwała tylko tyle, ile ta tutaj. Bo tam ten komunikacyjny problem będzie jeszcze większy – uważa Roman Smogorzewski. Ale tak to już przy drogowych inwestycjach bywa: zanim zrobi się dla lepiej, trzeba się trochę pomęczyć. Kto jak kto, ale kierowcy ćwiczą to w kółko na okrągło.