Chociaż większość Polaków wie o konieczności ochrony swoich danych osobowych, każdy postrzega je inaczej. Tymczasem niepełna świadomość w tym zakresie to prosta droga do kłopotów. Bo nasze personalia, PESEL czy adres zamieszkania to dla przestępców furtka wiodąca do tyleż łatwego, co nieuczciwego zysku. Lepiej więc jej przed nimi nie otwierać.
Wedle oficjalnej definicji dane osobowe są kategorią dość obszerną. Obejmują imię i nazwisko, numer identyfikacyjny, dane o lokalizacji, identyfikator internetowy lub jeden bądź kilka szczególnych czynników określających fizyczną, fizjologiczną, genetyczną, psychiczną, ekonomiczną, kulturową lub społeczną tożsamość osoby fizycznej. Innymi słowy są to wszelkie informacje pozwalające łatwo i bezbłędnie ją zidentyfikować. Prawda jest jednak taka, że do oskubania nas z pieniędzy współcześni złodzieje nie potrzebują aż tylu szczegółów. Z reguły wystarczy ich im tylko zerknięcie na dowód osobisty swojej przyszłej ofiary, aby na podstawie zawartych tam danych szybko wyłudzić jakąś pożyczkę albo kredyt. Ewentualnie przekazać te informacje dalej. Dla rabusiów „w białych rękawiczkach” są one dziś bowiem po prostu towarem. Tak samo cennym jak pochodzące z tradycyjnej kradzieży „fanty”.
Przekonał się o tym niedawno choćby prezydent Otwocka Jarosław Margielski. Jakież było jego zdziwienie, kiedy pewnego dnia otrzymał on wezwanie do zapłaty z tytułu spłaty kredytu krótkoterminowego. Kredytu, którego w ogóle nie zaciągał! Niedługo później dotarły do niego podobne monity z trzech innych instytucji bankowych, a łączna kwota „jego” zobowiązań sięgnęła 40 tys. zł. Wtedy stało się jasne, że do wyłudzenia tych pieniędzy ktoś posłużył się jego danymi osobowymi. Jak i kiedy je zdobył, otwocki włodarz nie miał pojęcia, bo swego dowodu osobistego nie zgubił i strzegł go jak oka w głowie. A przynajmniej tak mu się wydawało… Teraz sprawą zajęła się Temida i o tym, czy pokrzywdzony będzie musiał spłacać zaciągnięte na jego konto pożyczki, zadecyduje sąd. Ale nawet jeżeli opowie się on po stronie ewidentnej ofiary, straconych nerwów i mnóstwa czasu nikt prezydentowi Otwocka nie zwróci. A przecież wyrok korzystny wcale być dla niego nie musi…
Jak podaje Urząd Ochrony Danych Osobowych, choć prawie 89 proc. Polaków deklaruje, że wie, jak strzec swoich danych osobowych, to tylko 60 proc. zna konsekwencje ich wycieku i trafienia w ręce cyberprzestępców. Pozostali albo wprost przyznają, że nie wiedzą, albo nie potrafią zająć stanowiska w tej sprawie. Tymczasem zrozumienie konsekwencji utraty danych osobowych jest kluczowe dla ich skutecznej ochrony. Na liście możliwych sposobów nielegalnego wykorzystania utraconych danych osobowych niepodzielnie króluje zaciąganie przy ich użyciu kredytów i pożyczek, przykładowo na zakup smartfona czy laptopa. Ankietowani w tej kwestii respondenci mają również świadomość, że podszywając się pod nich, przestępcy mogą próbować oszukać ich przyjaciół lub znajomych, wykorzystać zdobyte informacje do szantażu, ewentualnie założyć na skradzione dane osobowe firmę, która później będzie zaciągała kolejne zobowiązania. Możliwości jest, niestety, coraz więcej.
To oczywiste, że nie zawsze da się w pełni zapanować nad bezpieczeństwem swoich danych. Można jednak, poprzez wyeliminowanie prostych, łatwych do popełnienia błędów, do minimum ograniczyć ryzyko ich wycieku. Przede wszystkim nie należy pochopnie udostępniać danych osobowych nieznanym osobom czy podmiotom. I najpierw zapytać, kim są, co uprawnia ich do pozyskiwania tego rodzaju informacji oraz po co je zbierają. Tyle że to nie załatwia problemu. Bo nawet gdy zechcemy na przykład poprzeć jakąś wartą uwagi inicjatywę społeczną lub proekologiczną, do czego będzie konieczny między innymi nasz numer PESEL, nigdy nie mamy pewności, jak i przez kogo będzie on później chroniony. A przecież jeśli chroniony będzie kiepsko, przestępcy otrzymają nasze dane osobowe na przysłowiowej tacy. I z całą pewnością nie zawahają się po nie sięgnąć, wpędzając nas tym samym w kłopoty. Dlatego tak wrażliwymi informacjami, nie mając ku temu wyraźnego powodu, lepiej z nikim się nie dzielić. Aby nie podzielić losu osób, od których ktoś je podstępem wyciągnął.