Jak fani lokalnego basketu doskonale pamiętają, drugoligowy Legion Legionowo zakończył rozgrywki na ósmym miejscu. A następnie, w pierwszej rundzie fazy play-off, dwukrotnie uległ prowadzącej w tabeli ekipie Znicza Pruszków. Po wszystkim, kiedy już opadł bitewny pył, poprosiliśmy trenera Antonio Daykolę o wyczerpujący komentarz dotyczący tego, co udało mu się dokonać w pierwszym roku jego pracy w klubie. A przy okazji zajrzeliśmy za koszykarskie kulisy.
Nowy szkoleniowiec Legionu miał być i był człowiekiem, który tchnie w drużynę nowego ducha i natchnie ją wiarą w zwycięstwa. Przez myśl mu jednak nie przeszło, że przewrotny los skaże go również na zdrowotną walkę z samym sobą. – Ten sezon był dla mnie ciężki, przede wszystkim z dwóch powodów. Pierwszy to taki, że zespół trzeba było zbudować tak naprawdę od początku. Niektórym zawodnikom musieliśmy podziękować, ściągnąć nowych, po czym stworzyć nowy kolektyw. Ale to w zasadzie normalna praca każdego trenera. Natomiast przed samym rozpoczęciem przygotowań przytrafiła mi się kontuzja nogi, czyli złamanie kostki bocznej, które niewątpliwie utrudniło nam zarówno przygotowania, jak i dużą część sezonu. Wszystkie rzeczy, które chciałbym chłopakom pokazać, musiałem tłumaczyć im metodą opisową, przez co było to o wiele trudniejsze. Dłużej też trwało, no i nie zawsze mogłem coś opisać w stu procentach tak jakbym chciał, żeby to wyglądało – opowiada Antonio Daykola.
Trenerski uraz, wymagający długiej rehabilitacji, miał też i inne konsekwencje. Odbił się on choćby na… składzie drużyny. – Tak się złożyło, że w wyniku tej mojej kontuzji nie podpisaliśmy umowy z rozgrywającym, który dałby nam naprawdę o wiele lepszą grę. Przeszedł on do naszego przeciwnika, z którym zresztą graliśmy później w play-offach. Poza tym przegraliśmy parę meczów, które mieliśmy w zasięgu ręki. Próbowaliśmy mobilizować się na te mocniejsze zespoły, powiało optymizmem po wyjazdowym zwycięstwie nad Energą, ale później drużyny, które były niżej w ligowej hierarchii, troszeczkę sprowadziły nas na ziemię. A przegrane z tymi drużynami spowodowały, że zajęliśmy tylko albo aż ósme miejsce na koniec sezonu.
Owo „tylko i aż” dobrze oddaje niejednoznaczną ocenę wyników oraz postawy walecznego teamu z Areny. Co zresztą jest w sporcie zjawiskiem dość powszechnym. Nie ulega jednak wątpliwości, że i trener z drużyną, i zarząd klubu mierzyli przed rozgrywkami wysoko. – Chcieliśmy tutaj stworzyć zespół, który będzie walczył o szczytne cele. Pierwszym z nich były play-offy, które – jak wiadomo – Legion wywalczył pierwszy raz od kilkunastu lat. Uważam, że wykonaliśmy kawał dobrej roboty, mimo paru niefortunnych zdarzeń, które nam się przytrafiły w trakcie sezonu. Te play-offy stały się faktem, tyle że zmierzyliśmy się w nich niestety z pierwszym zespołem w grupie. Chcieliśmy być troszeczkę wyżej, znaleźć się przynajmniej na siódmym miejscu i powalczyć z Energą, ale jednak zostaliśmy „skazani” na Pruszków. Wydaje mi się, że zawalczyliśmy ze Zniczem na tyle, na ile byliśmy w stanie – ocenia trener Daykola. Przegrana z najlepszą ekipą w stawce ujmy Legionowi w każdym razie nie przyniosła. Zwłaszcza że podczas dwumeczu ze Zniczem bywały fragmenty, w których lider zostawał przyparty do ściany. To zaś dobrze świadczy o możliwościach graczy Legionu, a także o potencjale tkwiącym w tej wciąż docierającej się drużynie. – Ja generalnie uważam, że ten sezon, jak na pierwszy, który razem graliśmy, był dobry. Chłopaki dali z siebie to, co mogli. Prezes Tomasz Matysiak postarał się, żeby niczego nam nie brakowało i mam nadzieję, że był to taki początek powrotu dużej koszykówki do Legionowa.
Po finiszu ligi oraz krótkim odpoczynku część zawodników Legionu wzięła udział w koszykarskich rozgrywkach 3×3. Inni trenowali indywidualnie, pracując nad motoryką i umiejętnościami technicznymi. Do regularnych treningów przed kolejnym sezonem legionowscy koszykarze mają powrócić w sierpniu. Jak to sportowcy, z zamiarem jeszcze lepszej gry i odniesienia większej liczby zwycięstw. – Na pewno moim zadaniem jako trenera, ale i zamiarem prezesa Tomka Matysiaka, jest utrzymanie szkieletu tego zespołu. Na pewno będziemy też chcieli go wzmocnić, szukając przede wszystkim graczy, którzy również będą stanowili o sile tego zespołu. Ja zawsze walczę o najwyższe cele. W tym sezonie początkowo zakładałem, że to będzie miejsce w pierwszej czwórce. Później trochę zweryfikowaliśmy te plany, skupiając się na wejściu do play-offów. Przed nami jest w tym momencie budowa zespołu, który będzie walczył o tą pierwszą czwórkę w grupie B. Nie mówię, że o najwyższe miejsce, choć oczywiście bardzo bym tego chciał, ale poprzestańmy na razie na tej czwórce. Zamierzamy tak budować nasz zespół, aby w tej czwórce się znaleźć – zapowiada Antonio Daykola.
Mając na uwadze silną konkurencję, łatwe to nie będzie. Z pewnością jednak, po scementowaniu i wzmocnieniu Legionu, jest możliwe.