Wprawdzie te, skądinąd sympatyczne, zwierzaki z Australią wiele wspólnego nie mają, ale do Legionowa wracają jak bumerang. W trakcie sierpniowej sesji rady miasta – wywołany kontrowersyjną decyzją powiatowego weterynarza – powrócił też zatem wątek związany z ożywioną ostatnio na ulicach czy skwerach aktywnością włochatych kuzynów popularnej świni. I wydanym na nich właśnie wyrokiem.
– Do zajęcia się tematem dzików zostaliśmy niejako zmuszeni, chociaż w mojej ocenie nie powinniśmy tego robić. Dzik nie jest własnością gminy. To własność Skarbu Państwa. Ale z tego względu, że ten Skarb Państwa, reprezentowany przez różne organy, m.in. nadleśnictwo, nic z tymi dzikami nie robi – a przychodzą one tutaj, ponieważ niektórzy mieszkańcy Legionowa je po prostu dokarmiają i mimo różnych akcji uświadamiających nie jesteśmy im tego w stanie zabronić – myśmy się tym tematem zajęli – rozpoczął Roman Smogorzewski. Zajęli się także inni, czego dowodzi niedawna decyzja stanowiąca efekt uzgodnień starostwa, myśliwych i służb weterynaryjnych. Z opublikowanego w dzienniku urzędowym województwa dokumentu wynika, że Powiatowy Lekarz Weterynarii zdecydował o odłowie sanitarnym z terenu miasta 30 dzików. W ratuszu wywołał on konsternację. – Nie do przyjęcia jest to, że mamy te dziki zabić na terenie miasta. (…) W mojej ocenie dziki, i robiliśmy tak w latach ubiegłych, powinny zostać wywiezione z miasta. Wiedzieliśmy jak to zrobić. A teraz jest rzeczywisty problem, ale narzucane nam jest tak niehumanitarne rozwiązanie, które do tego jest jeszcze rozwiązaniem kosztownym. (…) Za chwilę się okaże, że będzie skandal, bo jakieś dziecko zauważy, jak zwierzę umiera na terenie miasta i ten cały internetowy hejt pod hasłem „zróbcie coś z dzikami”, zwróci się przeciwko nam – dodał prezydent Legionowa.
Nic dziwnego, że w ratuszu chciano trzymać się skuteczniejszych i sprawdzonych metod. – Ponad dwa miesiące temu złożyliśmy wniosek do starosty o zgodę na wyłapanie i wywiezienie dzików poza teren miasta. (…) Niestety, po negatywnej opinii Polskiego Związku Łowieckiego, która jest obowiązkowa w tym postępowaniu, starosta również wydał negatywną decyzję co do naszego wniosku. Kilka dni później swoje zarządzenie, w trybie walki z chorobą zakaźną, jaką jest ASF, wydał Powiatowy Lekarz Weterynarii, który nakazuje nam wyłapanie i uśmiercenie za pomocą środka medycznego 30 sztuk dzików na terenie miasta – poinformował Piotr Zadrożny, zastępca prezydenta Legionowa.
Papier, jak zwykło się mawiać, przyjmie wszystko. Praktyczna strona wspomnianego wyroku śmierci dla dzików pozostawia jednak wiele do życzenia. Podobnie jak jego sens. – Walka z ASF-em, jak była w innych regionach, to dotyczyła całego stada, całej populacji w danym regionie. I to jest jedyny sposób, jeżeli już. A kiedy dotyczy to tylko części, to nie jest sposób. Dlatego uważam, że akurat postępowanie prezydenta i bunt w stosunku do tej decyzji jest bardzo słuszny – stwierdził radny Andrzej Piętka (KO). A Piotr Zadrożny dodał: – W tej chwili analizujemy nasze możliwości techniczno-organizacyjne. Jesteśmy po spotkaniu zarówno z Powiatowym Lekarzem Weterynarii, jak i przedstawicielami starostwa, bowiem dysponuje ono np. odłownią, oraz innymi służbami. I rozważamy, czy jest to w ogóle możliwe, aby zrealizować tak wydane zarządzenie.
Na sali znaleźli się też jednak – choć pełni wątpliwości – umiarkowani zwolennicy podjęcia działań w jakimś zakresie zmierzających do jego wykonania. – Utyskiwania utyskiwaniami, natomiast mamy (…) strefę zapowietrzoną ASF, więc tych dzików, dobrze wiemy, że fizycznie nie można nigdzie zawieźć, żeby nie rozprzestrzeniać choroby. Druga rzecz, odstrzał na terenie miasta dzików, po pierwsze, że jest niehumanitarny, po drugie, z tego, co wiem, chyba nawet nie wolno zrobić takiego odstrzału. A żeby zapobiegać rozprzestrzenianiu się, trzeba w jakiś sposób to zrobić i oczywiście ma pan rację, że jest to dosyć niebezpieczna rzecz, że ktoś może to zobaczyć, ale myślę, że służby są na tyle wprawione, że wiedzą, jak sobie poradzić z tym – stwierdził radny Andrzej Kalinowski (PiS). I tu pojawia się pytanie: jakie służby? – W przeciwieństwie do wielkich miast, takich jak Warszawa, nie posiadamy własnych służb leśnych czy innych specjalistów, którzy znają się na dzikiej zwierzynie. W związku z tym musimy znaleźć jakieś rozwiązanie, aby tę sprawę zakończyć – powiedział zastępca prezydenta.
Tyle że najpierw należałoby przekonać wielu legionowian do rezygnacji z podrzucania dzikom pokarmu. Bo właśnie to sprawia, że tak chętnie odwiedzają one Legionowo, traktując je niczym całodobową, dobrze zaopatrzoną stołówkę. – Problem jest duży, a będzie jeszcze większy. Te maluchy, które teraz są jeszcze przy matkach, znają tylko miasto. One w ogóle nie znają lasu. A niedługo będą się rodzić następne i dzików nam przybędzie. To wina ludzi. Dziki są dzikie, ale nie są głupie. Jak mają tutaj jedzenie i mogą spokojnie się wyżywić, to nie pójdą do lasu – mówiła Małgorzata Luzak z Porozumienia Samorządowego. – Jak mieszkańcy dalej będą karmić dziki, to wejdą do nas inne. One migrują tu z Puszczy Kampinoskiej, więc to (postanowienie o odłowie – przyp. red.) niewiele rozwiąże. Trzeba edukować mieszkańców, a chyba też i karać – będę o tym rozmawiał ze Strażą Miejską. Karać oczywiście nie za karmienie dzików, ale za zaśmiecanie odpadkami żywności. I to jest rozwiązanie: edukacja i rozmowa ze społeczeństwem. Naprawdę te dziki nie przychodzą tutaj na spacer, tylko przychodzą po żarcie – wtórował radnej Roman Smogorzewski. Przychodzą i, póki co, je dostają.
A wracając do kontrowersyjnej decyzji o odłowie 30 dzików, miejscy urzędnicy zdążyli już w sieci oberwać z ich powodu po uszach. Najpierw za to, że rzekomo nic w tej sprawie nie robili, później zaś jako potencjalni mordercy zwierząt. Oberwali, chociaż to – by tak rzec – ani nie ich cyrk, ani małpy. – Prawdą obiektywną jest to, że dzik jest własnością Skarbu Państwa. I to on powinien się tym problemem zająć. Ma swoje specjalistyczne służby, choćby nadleśnictwo czy nadzór weterynaryjny. A tutaj nakazuje zrobić to miastu Legionowo, do tego za nasze własne pieniądze – a będzie to kilkadziesiąt tysięcy złotych. Co prawda część tych kosztów, 700 zł od dzika, jest refundowanych, ale utylizacja mięsa też kosztuje bardzo duże pieniądze – uświadomił radnym gospodarz ratusza.
Reasumując, do żadnych konkretnych wniosków podczas sierpniowej dyskusji samorządowcy nie doszli. Pojawiła się tylko sugestia dotycząca upowszechnienia wiedzy na temat konsekwencji dokarmiania i szkód wyrządzanych przez czworonożnych intruzów. Ciekawe, co na to dziki…?