Podczas gdy ludzie zachodzą w głowę, w jaki sposób skutecznie wyprosić ich z miasta, dziki regularnie do niego zachodzą, aby coś przekąsić. Czyniąc to, rzecz jasna, całymi rodzinami. Większość mieszkańców do ich widoku zapewne się już nawet przyzwyczaiła. Żadna to jednak pociecha, bo w swej legionowskiej stołówce chrumkający goście lubią, niestety, narozrabiać.
Jak tyleż trafnie, co na luzie zauważyła podczas jednej z ostatnich sesji pewna miejska radna, „dzik może i jest dziki, ale nie jest głupi”. Skoro więc na trawnikach czy w altankach śmietnikowych zawsze znajduje jakieś pożywienie, trudno oczekiwać, żeby z własnej woli przeszedł na odchudzającą dietę. Zwłaszcza czując w nozdrzach nadchodzącą zimę. Woła więc krewnych, włącza swój czworonożny napęd, po czym pędzi stadko do betonowej dżungli celem zaspokojenia głodu. Co dobrze ilustruje niedawno uchwycona scenka z osiedla Jagiellońska. Widać do dzików nie dotarły jeszcze wieści o ich klepniętej już przez urzędników częściowej eksterminacji. Albo dotarły, lecz włochate zwierzaki uznały, że ludzie aż takimi świniami nie są i koniec końców krzywdy im żadnej nie uczynią…