Chociaż w legionowskiej Arenie najczęściej słychać kibicowski doping, z równym oddaniem służy ona też kulturze. Czego po raz kolejny ostatnio dowiodła, całkiem za darmo proponując mieszkańcom wydarzenie o dawno tam niewidzianym rozmachu. Zabierając ich na wycieczkę do czasów, w których najbardziej znanym w świecie Polakiem był nie elektryk ani futbolista, lecz śpiewak.
To wyjątkowe spotkanie z kulturą i historią było możliwe dzięki hojności Samorządu Województwa Mazowieckiego, hucznie obchodzącego w tym roku swe 25-lecie. Jeden z elementów październikowej imprezy stanowiła objazdowa ekspozycja poświęcona bodaj najsławniejszemu z polskich tenorów. – Wystawa „Wielka sława to fakt – Jan Kiepura” powstała z okazji 120-lecia urodzin jednego z najwybitniejszych śpiewaków XX wieku, który urodził się w 1902 roku w Sosnowcu. I to właśnie one były pretekstem do stworzenia tej wystawy, z którą podróżujemy po Mazowszu i odwiedzamy różne miejscowości. Prezentujemy nie tylko biograficzne fakty z życia Jana Kiepury, ale także różne unikatowe ciekawostki, związane m.in. z dojściem do tak wielkiej sławy i rozpoznawalności w tamtych czasach – opowiada Jarosław Wojciechowski, kolekcjoner pamiątek po śpiewaku.
W Arenie można było zobaczyć przedmioty z epoki, w tym kilka mających ścisły związek z bohaterem wystawy oraz jego młodszą o 10 lat małżonką, Martą Eggerth. Na przykład opatrzone ich autografami zdjęcia i obszerne programy kinowe, także z filmami z Niemiec, USA czy Wielkiej Brytanii. Wszystkie pochodziły ze zbiorów varsavianisty i konferansjera Jarosława Wojciechowskiego oraz Zbigniewa Rymarza, muzyka i kompozytora, który małżonkę Jana Kiepury poznał kiedyś osobiście. – Gdyby nie kolekcjonerzy, to de facto nie byłoby śladu i pamiątek po znakomitych artystach – stwierdził w trakcie spotkania z legionowianami pan Zbigniew. Pamiątek utrwalonych zarówno na papierze, jak i wydawnictwach fonograficznych. – Mamy ze sobą m.in. oryginalne nagrania Jana Kiepury z lat 30., w tym pierwsze nagranie największego przeboju tego śpiewaka, czyli „Brunetki, blondynki, jak wszystkie was dziewczynki całować chcę”. Tę płytę, która pochodzi z 1935 roku, odtworzymy na przedwojennym akustycznym gramofonie, jeszcze z napędem sprężynowym – zapowiedział młodszy stażem (oraz wiekiem) kolekcjoner. I słowa, rzecz jasna, dotrzymał.
Tak jak to bywa dzisiaj, również przed wojną sława przekładała się na duże pieniądze. Już wówczas producenci rozmaitych dóbr walili do tenora drzwiami i oknami. – Jan Kiepura był jedną pierwszych gwiazd światowej klasy, która reklamowała różne produkty. W Niemczech były to choćby papierosy, natomiast w Polsce reklamował m.in. produkty Wedla, a także nieistniejącą już dzisiaj kawę marki Stella. Fotografie z podobiznami Marty Eggerth i Jana Kiepury można było kupować wraz z opakowaniem produktu i cała zabawa polegała na tym, żeby – podobnie jak dzisiaj – uzbierać pewną pulę i wkleić je sobie do klasera, a za całość zebranych przedmiotów kolekcjonerskich można było otrzymać jakiś prezent, jakiś gratis – mówi Jarosław Wojciechowski.
Także gratis, jak wspomnieliśmy na początku, legionowianki i legionowianie otrzymali od marszałka województwa widowisko stworzone specjalnie na inaugurację obchodów jubileuszowych z okazji urodzin Jana Kiepury. Od ponad roku, przyjmowani wszędzie gorąco, jeżdżą z nim po regionie artyści z Mazowieckiego Teatru Muzycznego. – Właśnie z tego powodu przygotowaliśmy to specjalne widowisko, „Dla Ciebie śpiewałem…”, przypominające nie tylko postać Jana Kiepury, naszego patrona i wielkiego mistrza, artysty, który otworzył drogę do światowej kariery wielu kolejnym pokoleniom śpiewaków. A dziś może być przykładem i wzorem dla nas wszystkich, również dla młodych ludzi – nie tylko tych, którzy chcą związać się z życiem artystycznym, przykładem tego, że warto podążać za swoimi marzeniami, za swoją pasją. I przy tym wszystkim, jeśli wierzy się w swoje marzenia, to właściwie świat stoi przed nami otworem – uważa Iwona Wujastyk, dyrektorka Mazowieckiego Teatru Muzycznego.
„Dla Ciebie śpiewałem…” to nostalgiczna, lecz także zabawna podróż ku wspomnieniom, urozmaicana wielkimi przedwojennymi szlagierami, nuconymi przez miliony Polaków. – Połączyliśmy tu bohaterów pewnie bardziej znanych szerszej publiczności, czyli Ordonkę i Eugeniusza Bodo, ale też, być może, mniej znanych – Jana Kiepurę i Martę Eggerth. A przede wszystkim to ich chcieliśmy jej przedstawić, bo Jan Kiepura jest patronem naszego teatru. Oczywiście to w większości fikcyjne, ale humorystyczne spotkania tych bohaterów. Myślę, że dialogi pomiędzy piosenkami, które większość widzów zapewne zna, też wprowadzają ciekawą, fajną atmosferę. No a piosenki, które zabrzmią podczas tego spektaklu muzycznego, zapewne niejeden z widzów będzie sobie podśpiewywał. I na to liczymy – tuż przed występem przyznał Jakub Milewski, kierownik artystyczny MTM.
Tancerzy i śpiewaków z Mazowieckiego Teatru Muzycznego wspomagał na scenie Dariusz Kordek. A tuż przy niej dyskretnie akompaniował im świetny zespół, wzorowo wpisujący się w stylowy, rodem z lamusa, charakter widowiska. Nawet sam Kiepura z pewnością by się na nim nie nudził.