Jakim cudem koszykarze drugoligowego Legionu nie wygrali sobotniego (18 listopada) pojedynku w Arenie, wiedzą tylko oni sami. A i to zapewne nie do końca. Fakty zaś są takie, że prowadząc przed ostatnią częścią meczu jedenastoma punktami, legionowianie dali gościom wydrzeć sobie zwycięstwo.
To był mecz drużyn z dołu tabeli, w którym zwycięstwo pozwoliłoby gospodarzom nieco wyżej odbić się od jej dna. I podopieczni Antonio Daykoli zabrali się do dzieła jak należy. Dopingowani przez przybyłych do Areny kibiców, pierwszą kwartę spotkania z ekipą Bank Spółdzielczy Mińsk Mazowiecki wygrali sześcioma punktami. W drugiej poszło im wprawdzie nieco gorzej, ale po przegraniu jej jednym punktem na półmetku wciąż mieli ich pięć w zapasie. Co więcej, ku zadowoleniu lokalnych fanów basketu, po powrocie na parkiet znów odjechali przyjezdnym z Mińska, dzięki czemu przed ostatnią odsłoną sobotniej rywalizacji sytuację mieli naprawdę komfortową. I raczej mało komu w Arenie przyszło wtedy do głowy, że miejscowi mogą okazać się w niej słabsi. Mało komu oprócz, rzecz jasna, mińszczan. Na czwartą kwartę wyszli tak zmotywowani do walki, jakby stawką tego pojedynku było olimpijskie złoto. Nieco zaskoczony taką postawą, a nieco też już zmęczony Legion dał się gościom zepchnąć do defensywy, ale do końca próbował bronić korzystnego dla siebie wyniku. Na finiszu „bankowcy” byli jednak skuteczniejsi i po wygraniu ostatniej kwarty trzynastoma „oczkami” o dwa więcej uzbierali też w całym meczu.
Po sobotniej porażce Legion Legionowo zajmuje przedostatnie, piętnaste miejsce w tabeli grupy B. Dobra informacja jest taka, że po jedenastu kolejkach rozgrywek ma jeszcze do rozegrania dwa zaległe mecze.
KS Legion Legionowo – Bank Spółdzielczy Mińsk Maz. 91:93 (25:19, 25:26, 31:25, 10:23)
Punkty dla Legionu zdobywali: Daniel Nieporęcki – 28, Mikołaj Motel – 18, Przemysław Słoniewski – 16, Przemysław Lewandowski – 13, Stanisław Kaczmarczyk – 6, Kuba Orłowski – 4, Çağlar Çalişkan i Kaj Zarzycki – po 3.