Teatru z prawdziwego zdarzenia w Legionowie, póki co, nie ma. Prawdziwe zdarzenia teatralne w nim jednak bywają. Głównie za sprawą Poczytalni, która od dobrych kilku lat stara się wystawiać na swej kameralnej scenie ciekawe, warte obejrzenia spektakle. Również takie jak ten ostatni – w gwiazdorskiej, choć jednoosobowej obsadzie.
Odkąd tylko Poczytalnia pokazała legionowianom swoje teatralne oblicze, spotyka się ono wyłącznie z ich akceptacją. – Mamy już naszą stałą publiczność, która, co muszę tu szczerze przyznać, wręcz domaga się ciągu dalszego. Rzeczywiście, była dość długa przerwa w przedstawieniach, spowodowana przede wszystkim pandemią, a potem brakiem środków, no ale ten rok zakończyliśmy z przytupem – podkreśla Jolanta Żebrowska z Miejskiej Biblioteki Publicznej w Legionowie.
Stało się tak na początku grudnia, za sprawą monodramu „Mój boski rozwód” w wykonaniu Anety Teodorczuk. To napisana przez Geraldine Aron historia zdradzonej kobiety, która po tytułowym rozwodzie na nowo, do tego z całkiem dobrym skutkiem, układa sobie życie. – To jest takie bardzo fajne zestawienie postaci, które mam przyjemność odgrywać w tym monodramie. Bo każda coś tam innego wnosi, jakiś inny temat, inne pytanie, inną refleksję zupełnie. My się tu spotykamy z dramatem życiowym Angeli, na szczęście jest on przedstawiony bardzo zabawnie. To w teatrze uwielbiam i zawsze się staram, żeby kiedy mówimy o czymś poważnym, „odelżyć” to przez poczucie humoru – mówi Aneta Teodorczuk. Przydały się też do tego śpiewane przez nią piosenki, stanowiące integralną część przedstawienia. Z jego reżyserką, Anną Gryszkówną, łączą aktorkę nie tylko zawodowe, lecz także przyjacielskie relacje. – My się znamy bardzo dobrze, ale abstrahując od naszej prywatnej znajomości, to Anki warsztat jest tym, który szalenie cenię. Czekałyśmy sobie, aż taki tekst nam się gdzieś trafi. Już dawno wiedziałyśmy, że razem chcemy zrobić coś kolejnego, bo Anka wyreżyserowała też „Matkę, żonę, kochankę”, czyli mój poprzedni, powstały pięć lat temu monodram. A to jest takie nasze drugie zawodowe dziecko – dodaje aktorka.
Jako monodram, owo dziecko miewa często trudny charakter. Taka forma kontaktu z widzem jest bowiem dla aktora ogromnym wyzwaniem. Aby mu sprostać, najważniejsze jest – zdaniem pani Anety – dobre rozłożenie sił. Także w sensie typowo fizycznym, bo półtorej godziny samotnego pobytu na scenie potrafi naprawdę solidnie zmęczyć. – Jeszcze lata temu wydawało mi się, że tego nie przebrnę, że to jest nie na moje nerwy. Bo tutaj rzeczywiście trzeba cały czas utrzymać uwagę widza, cały czas żonglować. Jak coś jest bardzo zabawnie, to trzeba to później troszeczkę zepsuć, opowiedzieć poważniej. Od kilku lat mam przyjemność uczyć studentów. I zawsze im powtarzam, że tak naprawdę najważniejsze w tym zawodzie, już potem, w jego praktykowaniu, jest skupienie – uważa Aneta Teodorczuk.
Przydaje się ono też, co zrozumiałe, na widowni. Ale z tym w pierwszą niedzielę grudnia nie było w Poczytalni najmniejszego problemu. Znając sympatię mieszkańców do teatru, organizatorzy z biblioteki także w przyszłości postarają się nie sprawić im zawodu. – Propozycje na kolejny rok już są. Prowadzone są rozmowy, natomiast nie jestem w stanie przewidzieć, co z tego wyniknie. Wszystko będzie zależało od tego, czy dostaniemy pieniądze z projektu, czy w ogóle znajdą się środki na tego typu działalność. Jeśli tak, to z wielką radością będziemy ją kontynuować – obiecuje Jolanta Żebrowska. Jedno jest pewne: o frekwencję na widowni w Poczytalni obawiać się nie muszą.