W odróżnieniu od przedstawicieli gier zespołowych Legionowski Klub Sportów Walki Tajfun nie ma za sobą grupy oddanych kibiców. Ale też mieć ich nie musi, bo jego członkowie od wielu lat kibicują sobie nawzajem, a ich liczba wciąż rośnie. Zaczynając treningi, każdy chce bowiem trafić tam, gdzie wszystko – nie tylko podczas zawodów – jest na medal.
Rosnącą frekwencję na zajęciach było widać zwłaszcza wtedy, gdy już na dobre odpuściła pandemia i ludzie chcieli wrócić do dawnych albo rozpocząć nowe aktywności. Nic dziwnego, że Tomasza Szczepaniuka – szefa, a zarazem legendę założonego w 2007 roku klubu, wspomniana tendencja bardzo ucieszyła. – W tej chwili mamy taki mały renesans działania. Dużo ludzi trafia do poszczególnych sekcji, jest duże zainteresowanie wszelkimi formułami. Każda z nich bardzo fajnie się rozwija. Ruszyliśmy z nowymi początkującymi grupami również w taekwon-do, a dla osób powyżej 14-16 roku życia od paru lat już tego nie robiliśmy. Mamy też grupę z rodzicami trenujących tutaj dzieci oraz ludźmi, którzy przychodzą do nas z zewnątrz i chcą się bawić w taekwon-do.
Oprócz swej sztandarowej dyscypliny Tajfun prowadzi też na Piaskach między innymi sekcję kickboxingu i brazylijskiego ju-jitsu, można tam również uczestniczyć na przykład w zajęciach cross fitu. Dzięki przeprowadzce do nowej sali klub ma do dyspozycji większą powierzchnię i mógł zaproponować treningi większej grupie osób. Aktualnie liczy on około dwustu członków. Przy czym, co podkreśla Tomasz Szczepaniuk, fajterów występujących za zawodach jest w każdej z grup tylko od 10 do maksimum 20 procent. – Natomiast reszta ludzi przychodzi tu po prostu potrenować. Stanowią wspólną klubową rodzinę, ewentualnie są partnerami albo sparingpartnerami dla tych, którzy się szykują na zawody. A tak naprawdę przychodzą tu, żeby być w dobrej firmie i lepiej się czuć. Zawody, tak, są istotne, ale najważniejsze jest to, żeby w ogóle trenować – uważa szef klubu.
Ponieważ są w Tajfunie grupy na różnym poziomie zaawansowania, dołączyć można do nich w każdym wieku i niekoniecznie będąc w wybornej dyspozycji fizycznej. Doświadczeni klubowi trenerzy potrafią odpowiednio zadbać o to, aby z czasem – razem z umiejętnościami sportowymi i osiąganiem kolejnych stopni wtajemniczenia – forma zaczęła rosnąć. A dobrze im to wychodzi także dlatego, że w swojej pracy – jakkolwiek poważnie by to nie zabrzmiało – dostrzegają również ważną społeczną misję. Krótko mówiąc, istnieją dla nich rzeczy ważniejsze od pieniędzy. – Nie robimy tego tylko i wyłącznie komercyjnie. Nasi zawodnicy praktycznie w każdej formule są w kadrach narodowych. To bardzo fajne, ale i ciężkie zajęcie, jednak płynąca z niego satysfakcja jest współmierna do włożonej w to wszystko pracy.
Owa satysfakcja wynika też po części z nawiązywanych w klubie relacji oraz przyjemności, jakie daje wspólne, aktywne spędzanie czasu. – Bo oprócz tego, że spotykamy się na sali, to gros tych ludzi widuje się na wspólnych imieninach czy urodzinach, nie wspominając o weselach, bo ostatnio mamy prawdziwy wysyp ślubów moich wychowanków, którzy poznali się właśnie na sali. A nasi wychowankowie przyprowadzają tu później swoje dzieci, co tworzy z nas tą wielką, wspomnianą już rodzinę. W Tajfunie od 2007 roku, a poprzez jabłonowski Lotos, z którym wciąż jeszcze jestem związany – już od blisko trzydziestu lat. Jest to już więc spora przestrzeń czasowa i gdzieś ten krąg się zamyka, a ludzie wracają do nas po wielu, wielu latach, co świadczy o tym, że dobrze się tu czuli – dodaje Tomasz Szczepaniuk. Czuli, czują i zapewne będą czuć – jak to w dużej, silnej sportowymi więziami rodzinie.