Teatru z prawdziwego zdarzenia: takiego z własną siedzibą i zawodowymi aktorami, w Legionowie nie ma i prędko zapewne nie będzie. Za to bez trudu można w mieście obejrzeć prawdziwe spektakle. Jak choćby w trzeci czwartek stycznia, kiedy to na scenie sali widowiskowej ratusza, do tego w gwiazdorskiej obsadzie, odegrano napisaną przez Meggie W. Wrightt sztukę „Komedia z dreszczykiem”.
Tym samym, wszem i wobec, zapoczątkowano w mieście nowy cykl wydarzeń kulturalnych. – Kiedyś legionowianie byli przyzwyczajeni do festiwalu teatralnego LUBY. Teraz trochę zmieniamy formułę, bo i szeroko rozumiany klimat się zmienia. Jest też sala, w której możemy się spotkać, niezależnie od pogody. No więc pojawił się pomysł na cykl teatralny pod nawiązującą do wspomnianego festiwalu nazwą „Lubimy teatr”. Póki co zaplanowaliśmy cztery spektakle, odbywające się na początku każdego miesiąca. Staraliśmy się przy tym, żeby ceny biletów były przystępne, aby każdego było na nie stać. A wypełniona po brzegi sala świadczy o tym, że trafiliśmy w gusty mieszkańców Legionowa i że potrzebują oni takiej oferty – uważa Roman Smogorzewski. Jej ratuszowi autorzy nieprzypadkowo zdecydowali się postawić na przedstawienia, w których właściwym odbiorze publiczności bardzo przyda się poczucie humoru. – Żyjemy w czasach wojny, czasach napięć, czasach politycznej awantury, a tutaj mamy komedię, wprawdzie z dreszczykiem, ale na wesoło – dodaje prezydent Legionowa.
Wystąpili w niej pod dachem ratusza Ilona Chojnowska, Magdalena Wołłejko, Piotr Cyrwus oraz Marek Siudym. Komediową strategię przyciągania widzów do teatru, często na sztuki o relacjach męsko-damskich, znani aktorzy i rozumieją, i popierają. – Ludzie z przyjemnością chodzą do teatru, aby się pośmiać i zapomnieć o tym wszystkim, co nas otacza. Bo umówmy się, nie zawsze jest to wesołe. Szukamy rozrywki, zapomnienia, na tym to polega – mówi Magdalena Wołłejko. – A tematy męsko-damskie teatr porusza już od antyku. Wszystko, co zostało napisane, właściwie na tym się opiera. My nie wymyślamy nic nowego. Są inne realia, inne tempo, bo inne jest też obecnie tempo życia. Kiedyś narracja w sztuce było wolna, dlatego że całe życie było wolniejsze. Teraz nikt by tyle na widowni nie wytrzymał. Mamy za wiele informacji, za szybko się porozumiewamy i dlatego spektakl teatralny też musi być zrobiony w ten sposób – tłumaczy Marek Siudym.
„Komedia z dreszczykiem” to sztuka o tyle wyjątkowa, że w kryminalnej intrydze pojawia się też metafizyczny wątek. Obawiać się spotkania z duchem widzowie jednak nie muszą. – Jest strasznie, są duchy, mordują się ludzie, ale opowiadamy o tym wszystkim na wesoło. A dzieje się to w świecie celebrytów, więc to jest taki dodatkowy smaczek – zdradza pani Magdalena. – To jest obraz społeczeństwa, naszego trochę kołtuństwa, trochę takiego, mówiąc słowami jednej z postaci, „Jak w każdej polskiej rodzinie: tu żona, tam kochanka”. A to wszystko oczywiście zamiatane pod dywan. To jest po drodze, bo na koniec okazuje się coś innego. Ale zanim się to okaże, to obraz tego, z czym się w życiu spotykamy – mówi aktor znany milionom rodaków m.in. z serialu „Złotopolscy”. – My się tu śmiejemy z samych siebie, bo opowiadamy o świecie celebrytów, czyli o świecie, który jest nam bliski. Bliski, ale w gruncie rzeczy wcale nie różni się od świata w innych branżach.
Skoro już mowa o artystach z pierwszych stron gazet i ekranów, kojarzenie ich ze skłonnościami do obyczajowych ekstrawagancji Marek Siudym uważa za dużą przesadę. I przytacza historię sprzed kilku dekad, kiedy to – zanim jeszcze zdał do szkoły teatralnej – pracował w Łodzi, w szanowanym przedsiębiorstwie handlu zagranicznego. – Tam się zorientowałem, że wszyscy ze wszystkimi są jakoś powiązani, w sensie nieformalnych związków, zdrad. Wtedy to był dla mnie szok. Zwykle nam – tym, których się ogląda, przypisuje się rozwiązłość, a to jest nieprawda. To jest cicha msza święta w porównaniu z tym, co widziałem tam, wśród tak zwanych normalnych ludzi. My tak naprawdę za dużo udajemy zawodowo, żeby nam się jeszcze chciało tyle udawać w życiu – żartuje pan Marek.
Tak czy inaczej, na scenie sali widowiskowej ratusza udawanie odgrywanych przez siebie postaci przychodziło krajowym celebrytom doskonale. Tuż po tym, kiedy ze sceny już zeszli, aktorzy nie ukrywali jednak, że w ich pracy – nawet jeśli obsadzeni są akurat w komedii – liczy się nie tylko skuteczne rozśmieszanie. – Każda sztuka powinna nieść coś głębszego, prowokować do zastanowienia i jakiejś refleksji. Bo bez tego to będzie tylko zbiór śmiesznych scen i lepszych czy gorszych żartów. Jeżeli nie ma w nim czegoś głębszego, jakiegoś przesłania, spektakl jest nie za dużo wart i tak naprawdę nie warto go wystawiać – twierdzi Marek Siudym. Na szczęście tym razem, co potwierdził też końcowy aplauz publiczności, wystawić było warto.