O ile wcześniej trudno ją było wyczuć, w trakcie lutowego spotkania legionowskich radnych kampanią wyborczą zapachniało już bardzo wyraźnie. Przede wszystkim za sprawą jednego z radnych opozycji, który w rutynowych, prowadzonych od lat działaniach ratusza zaczął dopatrywać się promocyjnego podtekstu. Po czym zapisał się do protokołu, biorąc pod lupę… pisanki.
Wśród działań, które na swój detektywistyczny celownik wziął posiadacz mandatu z osiedla Piaski, znalazła się cykliczna, lubiana i ceniona przez mieszkańców impreza organizowana przez członków poszczególnych rad osiedli będących w zasobach legionowskiej SMLW. – Teraz chciałem się spytać o dofinansowanie spotkań integracyjnych z okazji zbliżających się świąt na osiedlu Sobieskiego. (…) W jakiej wysokości są to środki i czy nie jest to związane z kampanią wyborczą? – dociekał Mirosław Grabowski. Ponieważ chwilę później pytający podał nazwiska kilku podejrzewanych o jej prowadzenie osób, szef rady miasta nieco zjadliwie wyraził mu swą wdzięczność. – Bardzo dziękuję panu radnemu za promocję moich kandydatów – powiedział Ryszard Brański. – Oczywiście – odrzekł adresat tych słów. – Dziękuję panu – powtórzył przewodniczący. I na koniec usłyszał: – Też tak uważam.
Po tej krótkiej, acz złośliwej wymianie uprzejmości odpowiedzi radnemu udzielił jeden z zastępców nieobecnego na sesji prezydenta. – Myślę, że jak tu siedzimy na tej sali, to większość z nas jest kandydatami, w związku z tym żadnej Ameryki pan tu nie odkrywa. A te wszystkie inicjatywy, które pan wymienił, są realizowane przez te osoby od wielu, wielu lat. To nie jest jakiś nagły przypływ chęci z naszej strony, że dofinansujemy na przykład śniadanie wielkanocne na osiedlu Sobieskiego, bo robimy to od lat. Dla starszych i samotnych osób z tego osiedla – podkreślił Piotr Zadrożny. Powyższa argumentacja autora pytania nie przekonała. I dalej usiłował on we wspieranych przez urząd akcjach doszukiwać się drugiego, politycznego dna. – Te osoby są zależne w tych instytucjach, otrzymują dofinansowanie i są kandydatami na kandydatów w wyborach samorządowych najbliższych. Dlatego nie chciałbym, aby środki mieszkańców były przeznaczane na wspieranie jakiejkolwiek kampanii wyborczej.
Takie życzenie, będące zarazem dużego kalibru oskarżeniem, trudno było władzom miasta pozostawić bez odpowiedzi. – Tutaj pan radny bardzo poważne zarzuty stawia. Myślę, że są stosowne organy, żeby to sprawdzić. Ja chciałem zapewnić, że żadne środki publiczne nie są przeznaczone na promowanie kandydatów. Ponadto ja nie znam żadnego przepisu, na który można się powołać, nawet na zasadzie domniemania, że nie można w okresie kampanii wyborczej przeznaczać środków publicznych na zadania, które są realizowane od wielu lat, tylko dlatego, że w zarządzie albo wśród członków jakiegoś stowarzyszenia jest kandydat czy przyszły kandydat – stwierdził Piotr Zadrożny. Po odparciu opozycyjnego ataku przedstawiciel ratusza postanowił przejść do ofensywy. – Jeszcze raz powtórzę to pytanie, bo pan mi na nie nie odpowiedział. Dlaczego mamy go nie dofinansować, jeżeli od 20 czy 30 lat jest organizowane na osiedlu Sobieskiego spotkanie wielkanocne dla osób starszych, schorowanych i samotnych, i jest tam grupa społeczników, którzy to robią? Ja do tej pory cały czas nie rozumiem, dlaczego mielibyśmy tego nie zrobić? Te pieniądze są wydawane w przejrzystej procedurze i każdorazowo jest to analizowane pod względem potrzeb społecznych. I chcę państwa oraz wszystkich mieszkańców zapewnić, że nie ma to nic wspólnego z kampanią wyborczą – dodał zastępca prezydenta.
Mimo wysiłków Piotra Zadrożnego radny Grabowski pozostał w tej sprawie przy swojej wcześniejszej opinii. Wtedy do dyskusji włączył się zastępca szefa rady, sugerując, że jego opozycyjny przedmówca z osiedla Piaski zdaje się postępować wedle zasady „przyganiał kocioł garnkowi”. – Tylko mogę przypomnieć, jak w zeszłym roku na takie imprezy organizowane przez radę osiedla, pamiętam jak państwo się reklamowali na tych imprezach. Więc nie udawajmy, dobrze? – apelował Mirosław Pachulski. – Była jedna akcja w ubiegłym roku, gdzie była finansowana przez miasto i wtedy radny Grabowski był tam zwykłym pracownikiem, który pomagał przy organizacji tej akcji. I to, myślę, tyle mogę panu powiedzieć – odparł Mirosław Grabowski. W tym momencie pisankowo-polityczny wątek się wyczerpał i gotowany na twardo temat osiedlowego „jajeczka” zakończono.
Wnioski z tej pouczającej wymiany zdań tudzież myśli każdy powinien wyciągnąć już sobie sam. Z ich publicznym formułowaniem w trakcie kampanii wyborczej, dla świętego spokoju, lepiej niech jednak uważa…