Dzień wyborów na prezydenta Legionowa nie okazał się, niczym w szlagierze Mieczysława Fogga, „tą ostatnią niedzielą”. Konieczna jest druga tura, w której Roman Smogorzewski zmierzy się z Bogdanem Kiełbasińskim. Póki co, sądząc po układzie sił w nowej radzie miasta, wiadomo, że jeśli wygra ten pierwszy, wciąż będzie miał w niej stabilną, popierającą go większość. Jego pretendent na taki, umożliwiający sprawne administrowanie, komfort liczyć raczej nie może.
Jeszcze dobrze nie opadł kurz po jesiennych wyborach parlamentarnych, a Polki i Polacy ruszyli do urn, aby wyłonić swoich przedstawicieli w lokalnych samorządach. Mimo to wielu z nich nie trzeba było do tego mocno zachęcać. Już od rana spory ruch przy lokalach wyborczych panował również w Legionowie, co oczywiście znalazło odzwierciedlenie w danych, które stopniowo spływały do miejskiego ratusza. – Frekwencja na godzinę dwunastą wyniosła 17,56 procent. Oceniamy, że jest ona dosyć duża, porównując ją z wyborami sprzed pięciu lat, która o tej godzinie była mniejsza – informuje Ida Parakiewicz-Czyżma, sekretarz miasta Legionowo
Organizacyjnych kłopotów z głosowaniem w podzielonym na cztery okręgi Legionowie właściwie nie było. Poza niespodziewaną koniecznością zastąpienia członka jednej z 25 lokalnych komisji, który z przyczyn losowych nie mógł podjąć się realizacji swoich obowiązków. – Wszystkie lokale wyborcze zostały otwarte o czasie, a głosowanie przebiega spokojnie. Nad jego bezpieczeństwem czuwa Policja, z którą jesteśmy w stałym kontakcie. Na chwilę obecną nie było więc żadnych incydentów, które wymagałyby jakiejkolwiek interwencji – dodaje Ida Parakiewicz-Czyżma.
Już po podliczeniu głosów okazało się, że kluczowa dla losów miasta interwencja będzie jednak konieczna. Wprawdzie Roman Smogorzewski, jego urzędujący prezydent, zdecydowanie wyprzedził „grupę pościgową”, lecz tym razem nie zdobył poparcia więcej niż połowy głosujących mieszkańców. Osiągnięte przez niego 42,02 proc. oznacza zaś drugą turę, w której jego rywalem, z dorobkiem 22.94 proc., będzie Bogdan Kiełbasiński. Tuż za nim finiszował Andrzej Kalinowski, który otrzymał 21,26 proc. głosów, a stawkę zamknęła – zdobywając ich 13,77 proc. – Ewa Milner-Kochańska.
Jeśli chodzi o wybory do Rady Miasta Legionowo, większych niespodzianek raczej nie odnotowano. I tych politycznych, i personalnych. Najwięcej mandatów, bo aż osiem, zgarnęła Koalicja Obywatelska. W nowej radzie reprezentować ją będą: Piotr Zadrożny, Mirosław Pachulski, Ryszard Brański, Marta Budzyńska, Agnieszka Żychalak, Joanna Laskowska-Łaba, Andrzej Grabiec i Andrzej Piętka. Znajdzie się w niej także siedmioro przedstawicieli PiS-u: Katarzyna Skierkowska-Pacocha, Andrzej Kalinowski, Marcin Miałkowski, Michał Kalman, Agnieszka Kobylińska, Artur Pawłowski i Zdzisław Koryś. Z Porozumienia Samorządowego przepustki do rady zdobyła czwórka kandydatów: Anna Łaniewska, Roman Smogorzewski, Agata Zaklika oraz Dariusz Ejdys, a Trzecią Drogę-PSL reprezentować będą Mirosław Grabowski i Sławomir Traczyk.
Taki układ sił oznacza, że współrządzące dotąd Legionowem Koalicja Obywatelska i Porozumienie Samorządowe ponownie mają w 21-osobowej, zmniejszonej od tej kadencji radzie miasta zapewniające większość 12 mandatów. Wracając zatem do kluczowego teraz dla legionowian pytania: kogo poprzeć w drugiej turze wyborów prezydenckich, powinno się mieć ten fakt na uwadze. Prawda jest bowiem taka, że spełnianie obietnic wyborczych bez wsparcia większości radnych stoi, delikatnie mówiąc, pod znakiem zapytania. Mówiąc zaś wprost, degraduje je do kategorii pobożnych życzeń. A miastu, zamiast nich, o wiele bardziej przydają się konkrety.