Podczas gdy legionowski sport, zwłaszcza w wydaniu drużynowym, szoruje ostatnio dna ligowych tabel, mieszkańcy grodu zafundowali sobie inne, też poniekąd sportowe emocje. I tak oto, skoro pojedynek o Puchar, pardon, Fotel Prezydenta Miasta Legionowo w podstawowym czasie gry nie został rozstrzygnięty, czeka ich lada dzień wyborcza dogrywka. A te, jak dobrze kibicom wiadomo, są przecież najbardziej emocjonujące. Przyjrzyjmy się zatem dwóm pozostałym na placu boju zawodnikom tudzież ich przygotowaniom do ostatecznego starcia.
Obaj, to nie ulega wątpliwości, rozgrzewkę dawno mają już za sobą. Ba, mogą być nawet ciut zmęczeni dotychczasową rywalizacją na hasła, argumenty oraz obietnice. Czym innym są jednak zmagania w grupie, a czym innym stanięcie na politycznym ringu już nie ulotką w ulotkę, ale twarzą w twarz. Tu trzeba wykrzesać z siebie maksimum mocy i pokazać przeciwnikowi (choć jeszcze bardziej całej publiczności), że posiada się coś, co w Ameryce Łacińskiej zwykli nazywać „cojones”, a nad Wisłą najłatwiej skojarzyć to z drobiem. Kiedy jest do takiego, poprzedzającego samą walkę, sparingu najlepsza okazja? Ano w trakcie tak zwanych debat, gdy urzędujący mistrz mogą się z pretendentem werbalnie pookładać po dziobach, zaś arbiter (vel moderator) pilnuje, aby nie zadawali sobie, jakże bolesnych, ciosów poniżej pasa. Bo, przypominam, „cojones” i te sprawy… Jeśli ktoś na trybunach nie miał wcześniej pojęcia o potencjale czy umiejętnościach któregoś z zawodników, sparingowa debata z reguły pozwala mu szybko wyrobić sobie o każdym z nich opinię. A później z przekonaniem dopingować swego faworyta pod okiem czuwającej przy urnie komisji „sędziowskiej”.
Niestety, jak dotąd legionowscy kibice płci obojga takiej wyborczej uwertury ani nie wysłuchali, ani też nie obejrzeli. I wiele wskazuje na to, że z niesmakiem będą musieli obejść się smakiem. Wszystko przez kandydata do tytułu, który nie wiedzieć czemu, mając przed sobą najważniejszy w publicznej karierze pojedynek, stosuje niezrozumiałe uniki. Tłumaczenie ich tym, że jego odwieczny rywal przed poprzednim demokratycznym czempionatem też się od takiego sparingu wymigał, przekonują chyba mało kogo. W tak dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości było to bowiem „dawno i nieprawda”. A kibicujących samorządowej potyczce ludzi interesuje przecież tu i teraz. Chcą wiedzieć, komu mogą zaufać i kto w razie potrzeby – już nie przy pomocy forteli i słów, lecz konkretnych czynów – ich obroni. Nie zaś, jak to już historii polskiego pięściarstwa bywało, po kilku silnych ciosach cichaczem, przy ogłuszającym akompaniamencie gwizdów, czmychnie z ringu.